avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2010

Dystans całkowity:151.45 km (w terenie 71.50 km; 47.21%)
Czas w ruchu:08:00
Średnia prędkość:18.93 km/h
Maksymalna prędkość:44.73 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:37.86 km i 2h 00m
Więcej statystyk
Skołowałam 26.72 km (0.50 km teren)
01:24 h 19.09 km/h
Maks. pr.:37.90 km/h
Temperatura:

Zima do entej potęgi!!!!

Niedziela, 28 listopada 2010 · dodano: 28.11.2010 | Komentarze 0

No dobrze, pobrykałam sobie przez tydzień wśród owocujących drzewek cytrynowych i figowych, a teraz pora na zderzenie z polską zimą i to po raz pierwszy w życiu na rowerku!!!
Wynik rzeczonej kolizji przedstawia się następująco:
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
Trasa wyszła niczym znak nieskończoności, zatęskniłam po drodze za widokiem Borchówki, więc potoczyliśmy się z Łosiem w jej stronę - w śnieżnej sukience niestety nie prezentuje się już tak urzekająco :(
Ze mnie za to jest 100 % kobiety w kobiecie - muszę anulować swoje niedawne zarzekanie się w sprawie błotników...Konik przydzielony chyba już na zawsze ("chyba", albowiem wszystko zmiennym jest, zwłaszcza pod żeńską kopułą) do kategorii "śmigam tylko podczas brzydkiej pogody" musi otrzymać najpóźniej na Mikołajki antychlapacze najnajnajtańsze i najnajnajbardziej badziewne właśnie, a wszystko po to, by jego "kierowniczka" nie traciła całkiem widoczności podczas jazdy ;p

Bazy kondycyjnej co prawda nadal brak, ale za to po dzisiejszej jakże wyczerpującej jeździe w jakże trudnym terenie i niebywale trudnych warunkach atmosferycznych jest świetna BAZA w postaci braku prawdopodobnie z tysiąca kalorii, które można teraz z czystym sumieniem i na spokojnie uzupełniać delektując się pan de higo, eucalipto miel, turron blando...and many many more...Do dzieła zatem! Tylko co tu wybrać na początek???

4the1sttime... © KOCURIADA
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 38.91 km (30.00 km teren)
02:13 h 17.55 km/h
Maks. pr.:37.27 km/h
Temperatura:

Niepodległość contra bazy brak

Czwartek, 11 listopada 2010 · dodano: 11.11.2010 | Komentarze 0

Spontaniczne spotkanie, czyli powtórka z rozrywki w terenie w tym samym składzie, co ostatnio: Ilo, Tatek i ja.
Kurs obrałam wstępnie na Arturówek, w którym akurat dzisiaj odbywają się od samego rana zawody cyklomaniaka z "zapaleniem płuc" jako główną i niezaprzeczalnie nobilitującą w światku rowerowym nagrodą. Kusiło mnie cholernie (oj, naprawdę cholernie!!!), ale obiecałam Lubemu, że dam sobie spokój w tym sezonie z jakimikolwiek startami, bo baza u mnie stanowczo za słaba ;) Ja to se myślę, że nie baza jest tu podstawowym problemem, tylko w latach jestem za bardzo posunięta, no ale niech już będzie, przyjmuję ze stoickim spokojem, że to jednak ta baza i że się da nad tym popracować...No więc z bólem serca i potężnym świerzbem w syrach dotrzymałam danego słowa. Dodatkowym i niebywale skutecznym odstraszaczem okazał się problem techniczny w postaci braku mocy u Jakubka - kurcze, po 2500 km trzeba go w końcu zaciągnąć do lekarza na jakieś badania kontrolne, regulację przerzutek i chyba centrowanie przedniego koła, bo cosik idzie nie tak jak zwykle :((( Moja tegoroczna moc zresztą też już całkiem wypsztykana przez październik, jest raczej taka senno-zimowa (nie wspominając o braku słynnej bazy ;D), więc co ja się będę rwać za 12 zeta na start?
Postałyśmy zatem z Ilo przy mecie, podumałyśmy o naszym ciężkim babskim losie, popatrzyłyśmy na gotowe do boju dzieciaki, a potem, już we trójkę, hola do lasu narobić trochę hałasu. Na koniec przeciągnęłam ludki przez pola - błoto jest naprawdę bardzo smaczne, zwłaszcza takie podawane z kół wprost do gadatliwych pysiów :) I po raz ostatni mówię, że nie mam zamiaru montować żadnych badziewnych błotników! Niebadziewnych takoż!!! Wróciłam sobie do domu szczęśliwa i cięższa mniej więcej o kilogram, rower też przytył i przy okazji zmienił kolor, więc niebawem będzie zabawa w "mydło wszystko umyje, nawet uszy i szyję"...
Sumując dzisiejsze doznania: jesienne mokre jeżdżenie jest nawet okej :) I z rowerkiem zawsze cieplej niż bez :)A na przyszły rok życzę sobie więcej niepodległości z okazji Święta 11 Listopada! I jeszcze tej pieprzonej bazy...
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 39.50 km (4.00 km teren)
01:44 h 22.79 km/h
Maks. pr.:44.73 km/h
Temperatura:

Małczew

Wtorek, 9 listopada 2010 · dodano: 09.11.2010 | Komentarze 0

Słońce wyszło i nie wytrzymałam :) Hał lowli, hał najs :)
Powrót pod fuksjowym cielo. No tak pitknie, że aż w dołku z lekkuchna ściskało.

Tylko ZWiK dał dupy i nadal nie mam wody w kranie...
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 0.00 km (0.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:

No to...regenerum plum :)

Piątek, 5 listopada 2010 · dodano: 05.11.2010 | Komentarze 0

Tygodniowa regeneracja po 1400 km
Po ogólnym rozluźnieniu psychicznym i radości z wypełnienia planu, przyszło sobie cichaczem zmęczenie fizyczne i jak pierdutnęło wtorkowym porankiem, tak jeszcze trzyma:
Zatem 2 x blue solux na kolana, bo to one się najbardziej przemachały...masaże żywokostem, końską maścią i naproxenem, a także ben gayem oraz nalewką z niedojrzałych kasztanów :) I wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują/obiecują/przyrzekają, że jeszcze będę sobie nóżkami koliście przebierać :)
A dzisiaj pierwsze pluskanie po baaaardzo długiej przerwie, 2 podtopienia w pakiecie multisportowym i sauna na wyzionięcie ducha - gratis.
Błogość po wodnej uczcie - bezcenna :)


Skołowałam 46.32 km (37.00 km teren)
02:39 h 17.48 km/h
Maks. pr.:37.64 km/h
Temperatura:

Dzień Świra

Poniedziałek, 1 listopada 2010 · dodano: 01.11.2010 | Komentarze 0

Pierwsza poranna myśl - szerokim łukiem ominąć miasto, unikać przy tym asfaltu jak ognia i trzymać się z dala od każdego cmentarza, czyli...jak najszybciej udać się do lasu! Potoczyłam się, a w lesie...dzikie tłumy takich samych świrów jak ja :D Marzenie o samotności legło zatem w gruzach, ale i tak nie mam najmniejszego powodu do narzekań. W Arturówku rower niespodziewanie połączył pokolenia, bo Ilonka poznała Tatka, Tatek zaś zapoznał się z Ilonką i migiem znaleźli wspólne tematy: "a bo siodełko koleżanka ma za nisko, potem że skrzypi jej łańcuch i trzeba coś z tym fantem zrobić, a to znowuż o Holandii jako raju rowerzystów" i takie tam. Jakoś nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ktoś mi tu na bezczela koleżankę podrywa ;p
Tatek oczywiście zabawił się na naszą prośbę w leśnego wodzireja, prowadził przez całe tony fantastycznie szumiących liści, supermasujące bruki, liczne konarowe niespodzianki i równie dobrze ukryte ruchome piaski :) A do tego wszystkiego doginał jak mało który pięćdziesięciopięciolatek, zwłaszcza pod górki (resztki sił po karierze zapaśnika?). Mniej więcej po 15 km w terenie nagle zrobił postój, otarł pot z czoła i wydusił z siebie: "dziewczynki, ja to już chyba wysiadam", ale nawet nie zdążyłyśmy podnieść go na duchu, bo nam zniknął z oczu, cholernik jeden! ;p A na koniec objazdówki dostałyśmy w prezencie napoje chłodzące okraszone dobrym słowem i tak się zakończył miły dzień świra, zlot 2 pokoleń oraz spotkanie "klubu leśnego przyjaciela" w jednym. Fajnie było i wesoło :)
Kategoria Triki (25...55)