avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:776.89 km (w terenie 124.00 km; 15.96%)
Czas w ruchu:39:41
Średnia prędkość:21.47 km/h
Maksymalna prędkość:47.99 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:33.78 km i 1h 31m
Więcej statystyk
Skołowałam 34.73 km (1.00 km teren)
01:30 h 23.15 km/h
Maks. pr.:36.70 km/h
Temperatura:17.0

Samośka

Czwartek, 31 marca 2011 · dodano: 01.04.2011 | Komentarze 2

Pomijając bycie przez połowę dystansu w objęciach Zefira, miałam wielgaśną radochę z 17 stopni na plusie, nieupierdliwego słoneczka, kwitnących wzdłuż drogi „kotków” a i plumkanie w ciepłym bedońskim deszczu dawało dziś masę frajdy :)
Ja poproszę taki constans do końca grudnia :)
Naprawdę niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba, popracowy wpieniacz całkowicie odparowałam, zaś na ciulowatość pchającego się pod Kunę asfaltu mam zamiar wystawić trouble ticketa, może panowie magicy-technicy usuną i taką usterkę :)
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 40.85 km (10.00 km teren)
01:53 h 21.69 km/h
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:15.0

Dobra Nowina...

Środa, 30 marca 2011 · dodano: 30.03.2011 | Komentarze 0

bo użytkowany przeze mnie leksykon terminów i zwrotów rowerowych wzbogacił się o definicję regulującą pojęcia „tempówka”:
„Tempówka to nadzwyczajny sposób przebierania nóżkami spowodowany mniej lub bardziej niejasnym odczuciem, że ten cień, który spostrzegasz kątem oka na asfalcie, to rozczapierzona łapa rozsierdzionego misia gryzli ociekającego żądzą połknięcia Twej pozycji w peletonie”. Dzięki, Panowie Czterdziestolatkowie, no bez Was, napotkane Uszatki, to bym takiego powera dziś na Okólnej nie miała! Cudne 6 kilometrów rzeźni! ;P

Do powyższych podziękowań chciałabym także dołączyć skromny apel do wszystkich łódzkich rowerujących ziomali, co by zaopatrzeni w bejsbole, perfumy Curarra albo chocia jakie proce zrobili porządną rozpierduchę sierściuchom na Dobieszkowie, bo ja już mam naprawdę serdecznie dość przymusowego łączenia kilku typów treningów! Pliiiiiizzzz :)))))))) Dla uwiarygodnienia prośby podaję przykład z życia wzięty: otóż dzisiaj, na kilkusetmetrowym asfaltowym odcinku miałam przy oponie aż 5 sztuk ogonów, z czego dwa były pokaźnego kalibru. Rozumiem 2, przeżyję jakoś 3, no ale PIĘĆ zasrańców to już doprawdy lekka przesada, aż tak bardzo to mi na ćwiczeniu „skoków” nie zależy...Czy muszę coś jeszcze dodawać, Lejdis & Dżętelmen???

A w Dobrej mieliśmy pokaz:

Łażą po polu i kombinują jak tyłek poderwać do lotu © KOCURIADA


I kiedy ja obserwowałam ludzkie zmagania z martwą materią, mój perszeron (o! pardąsik, po rewitalizacji to Arab Najlepszej Krwi) poczuł wiośniane powietrze i polazł był się posztachać trawki:

Konik padł, a tu już cień się zbliża... © KOCURIADA


Zakochałam się w tym mym Qniu po raz drugi, a to oznacza, że będę go częściej dręczyć :D

Nowosolna – Grabina – Bukowiec – Dobieszków – Michałówek – Dobra – Kiełmina – Klęk – Łagiewniki – Okólna – Wódka – Dąbrówka – Bukowiec – Janów – Byszewska – Nowosolna
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 34.62 km (5.00 km teren)
01:33 h 22.34 km/h
Maks. pr.:40.77 km/h
Temperatura:10.0

Niekoniecznie o Kancie, Immanuelu Kancie

Wtorek, 29 marca 2011 · dodano: 29.03.2011 | Komentarze 2

nie powiadomili, a ja i tak wprosiłam się na spotkanie prodżekt timu, który pod pretekstem omawiania nadchodzących „Karolinek” upijał się rubasznie w pełnym słońcu łagiewnickim. Wybrałam się na „niby skróty” (nawet Strykowską udało się przemknąć bez hamowania), następnie poprzeszkadzałam miłym panom doktorom, by na koniec pomknąć na Newsalty w orzeźwiającym zmierzchu. Pomykanie odbyło się metodą marchewki, co oznacza, że uparcie goniłam znikający czarny punkt, czyli Łosia (Łoś to takie moje prywatne pojęcie graniczne - i upraszam co by tego nie próbować w żaden sposób rozkminiać, nie da się, nie panuję nad własnymi słowami, scio me nihil scire, łole! ;p).
Rozkosze zatem były, choć niekoniecznie związane z Kantem.
I jeszcze mała muzyczna dygresja na temat K.....nie, już nie Kanta, lecz kondycji:



I'll endure the night For the promise of light – Kondyyyyyycjjjooooo wróóóóóóóć!
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 30.17 km (12.00 km teren)
01:24 h 21.55 km/h
Maks. pr.:46.07 km/h
Temperatura:6.0

BAZA (Ś)WIRUSÓW ZOSTAŁA ZAKTUALIZOWANA ;P

Poniedziałek, 28 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 2

więc każde z tym swoim w swoją polezło stronę i tyle się dzisiaj za dnia widzieli :)

Wiatr donosił, że Dawidostwo pomknęło na wiejski cmentarz (focić zmartwychwstanie Treka Jedynego w Trójcy Zachowanego), podczas gdy Jakuboskich poniesło na terenową zaprawę w wersji cini-mini...Pod wpływem chwili objawiło się moje nowe mocne postanowienie: po kamorach, po korzeniach, po szuterkach będę kręcić przez 3 lata, aż zostanie z XT szmata :P

Cieplej, milej, więc jest dobrze :))))))))))))))))))))
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 63.94 km (2.00 km teren)
02:55 h 21.92 km/h
Maks. pr.:39.71 km/h
Temperatura:6.0

Dzień Hekate

Poniedziałek, 28 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 0

:((((((((((((((((((((((( © KOCURIADA

Takie oto tysiąc psich smutków spotkaliśmy (ja i Łoś, czyli tutejszy dawko) na przedmieściach Koluszek. To zdjęcie jest jedyną namacalną (nawidzialną?) pamiątką tej wycieczki. O tyle ważną, o ile w szczery sposób odzwierciedla mój psycho-fizyczny stan. Od samego rana wszystko układało się nie po mojej myśli – ktoś mi kurwancka bez pytania o zgodę odebrał całe 60 minut snu! Jak tylko wychynęłam „podbiodrzami” na dwór, okazało się, że nie tylko Słońce ma zamiar dobrać się do mych kości – ziąb je lizał przeokropny! Na domiar złego cieleśnie czułam się tego dnia jak zbity pies :((( Owinięta w kilka warstw poliestru, nie mogłam opędzić się od myśli, że przez ten niechciany podryg zimy znowu muszę wyglądać jak bałwan :(((
I to wdzianko niczym ołów ciągnie mnie ku ziemi, nogi zaś wcale nie mają siły z tym oporem walczyć :((( Ale, ale...to nie koniec przykrej wyliczanki. Którejś klepki ewidentnie mi zbrakło i wybrałam się całkiem na głodniaka, skutkiem czego już na 10 kilometrze odczuwałam niebezpieczne smyranie w ściankach żołądka, zaś na 40 padłam jak kawka wycieńczona szukaniem strawy na szrocie...dobrze, że udało się dorwać w Justynowie jedną sztukę Liona :P Mało mi jednak było, więc dopchałam się podstarzałym pączkiem, któren czule do mnie gadał z czeluści trzewi już do końca tego dnia.
Cóż, mam za swoje. To był wyjątkowy dzień Hekate. Wpierw dała popalić w zemście za blask głupoty, jakim obdarzyłam świat, a następnie wyratowała z opresji dociągając moje zmizerowane ciało do mety. Czujna i sprawiedliwa z niej babka. Jak to Hekate.

Nowosolna-Wiączyń-Eufeminów-Gałkówek-Witkowice-Bogdanka-Rochna-Tworzyjanki-Wągry-Nowe Wągry-Jeziorko-Felicjanów-Koluszki-Różyca-Kaletnik-Gałków-Justynów-Andrespol-Wiśniowa Góra-Feliksińska-Zakładowa-Frezjowa-Mileszki-Nowosolna
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 21.38 km (0.50 km teren)
00:56 h 22.91 km/h
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:4.0

"Byt realnie istniejący", czyli rozterki Kocuriady

Sobota, 26 marca 2011 · dodano: 27.03.2011 | Komentarze 2

„Moj Milaczek” Jakubek śmiga wreszcie w „ikstekach” i nie mam zamiaru ukrywać, że jest niefaaaajnie. Kaszanka była zaś z najgorszego przerobu i w ogóle czuję się przez serwismenów wydymana na wszystkie możliwe strony świata :((( Spodziewałam się, że istota/to ontos on/jakubkowość sama w sobie (niepotrzebne skreślić) zostanie NIENARUSZONA. I zawiodłam się okrutnie :((( Ideał sięgnął bruku!!! Płaczę teraz po kątach, nie mam w ogóle apetytu, a do jazdy zabieram się jak do jeża.
A wszystko przez to nieproszone COŚ!! Ujmując rzecz ściślej i bardziej obrazowo, jakieś niewygolone i zapewne niedomyte (o zgrozo!) męskie dupsko przewiozło się moim cudeńkiem, tak więc JAKUBEK NIE JEST JUŻ TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJĄ WŁASNOŚCIĄ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czy naprawdę nie mogli poczekać na mnie do wykonania jazdy testowej???????? Gdybym tylko jorgnęła się wcześniej, ten kto mi poczynił taką „usługę” nie miałby po co wracać do domu - bez żenady powiesiłabym za jaja na najbliższym przysklepowym dębie, a niech cierpi tak jako i moje serce skręca się teraz z bólu. To już drugi dzień od „wypadku” a ja nadal nie mogę się z tej tragedii otrząsnąć i co minutę zadaję sobie to samo pytanie: „czy J. jest jeszcze hetero czy już zmienił swe zdanie???”

A tak ogólnie, to poza tym drobnym szczególikiem spędzającym mi sen z powiek, gitarra gra na full basach. Jakubek po całości wychuchany, wsjo kręci się jakby samo z siebie i aż miło klikać palcem po tak wyczulonych szimankach :P Tu i ówdzie sprzęt jeszcze popiskuje, ale jesteśmy przecież w fazie dotarcia, więc za jakie 100 kaemów, będzie spoko loko git majonez i baryłka wina. Cała droga nasza i zasmażka :)))))
Więcej uwag nie mam :P
Kategoria Puma (...25)


Skołowałam 8.36 km (0.50 km teren)
00:26 h 19.29 km/h
Maks. pr.:29.60 km/h
Temperatura:5.0

SYMBOLICZNE 8KM NA CHIŃSKI ROK ZAJĄCA

Piątek, 25 marca 2011 · dodano: 26.03.2011 | Komentarze 4

Symboliczne z kilku powodów :)
Albowiem dzisiejszym późnym popołudniem etapami wracali do ciepłego matecznika dwaj synowie marnotrawni. Ci sami, którzy w ciągu kilkudziesięciu ostatnich godzin siłą zażywali uroków serwisowych dopieszczeń :P W ogóle nie było czasu na kręcenie, więc tak na chybcika, po zmroku, zapuściłam się za fermę strusi i nazad do domku. Miałam się powstrzymać z tym testem do jutra, bo znowu czuję, jakoby franca jaka wredna ładowała się na moje gardło, ale...no ale co? Wpadłam prosto z serwisu do chaty, na moment przysiadłam, spojrzałam i...nie wytrzymałam :D
Konik fju fjuuuu, całkiem niezły pimp się z niego zrobił (doczekał się bidulek apgrejdu po 7 latach użytkowania), a i Jakubek dąży uparcie do grupy XT, więc ...
No więc, jak to się mówi, nie miała baba kłopotu, to ma teraz niezły placek, nie przymierzając świeży krowi placek na głowie, bo lampi się to na prawo, to znów na lewo i sama nie wie, którego bajka dosiadać najpierw...
Ostatecznie poszłam za głosem sumienia i dałam prym starszyźnie.
No kurde balans, już po kilkunastu metrach uznałam, że chiba padłam trupem na widok wyremontowanych Synalków, bo ta gładka jazda odbywa się w rowerowym niebie!!!!!
Jeszcze tylko podmieni się oponki, pierdziachnie jaki stylowy bagażnik na sakwy i można będzie wyprawiać się z Qniem w świat!!!
Juterkiem zaatakuję Jakubiszona :D Z tej podniety pewnie w ogóle nie zasnę, posikam kołdrę z przedwczesnej radochy, o! i znowu mam w brzuchu motyle...
A Łosiowi dziękuję serdecznie za suport podczas całej akcji, spisał się chłop naprawdę na medal. Szkoda tylko, że walnął się ciutenieczkę w obliczeniach i z dwóch zer na super niskich obrotach, wybuliłam grubo ponad trzy zera. Tjaaa...
Ale spoko, się pracuje, to się jakoś odharuje. I to byłoby właśnie to nawiązanie do liczby 8 z tytułu posta do chińskiego nowego roku (po naszemu 2011), któren to okres stoi ponoć pod wielkim znakiem dobrej passy finansowej, hehe (Obyś nadchodzący wielkimi skokami Kwietniowy Zającu był w tym roku wyjątkowo szczodry, bo jak nie, to „ja Cie osobiście poźre”!)
No dobra, nie ględzić, nie zawracać sobie bani przyziemnymi głupotami, ino skakać z ukontentowania! W końcu nie ma to jak dotknąć dwóch aniołów za jednym zamachem :D
:D:D:D:D:D:D:D:D::D:D:D:D:D::D:D:D:D:D:D::D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D
A mjuzy dziś nie byndzie, bo jeszcze nie narodził się geniusz potrafiący oddać moje obecne glisandyczne emocje powodowane rozmarzeniem na temat Brand New Old Bikes stojących TUŻ przy moim łóżku :D A idę znowu pomiziać im korbki...

Zamiast napadu na uszy, będą więc sztuki plastyczne, o takie:

Quń cały szczęśliw z deorek :) © KOCURIADA


Jakby nie patrzeć, Konik skoczył w nową epokę :) © KOCURIADA


są powody do mruczenia :) © KOCURIADA


jakubkowego szaleństwa czar © KOCURIADA
Kategoria Puma (...25)


Skołowałam 38.67 km (10.00 km teren)
01:50 h 21.09 km/h
Maks. pr.:38.39 km/h
Temperatura:12.0

„Chcecie podnieść ud temperaturę? Porwijcie rowera, zatańczcie z pagórem”

Wtorek, 22 marca 2011 · dodano: 22.03.2011 | Komentarze 0

Dwa są życia sposoby. Jeden „całkiem od czapy”, drugi „nawet do rzeczy”.
Ten drugi usilnie próbował dziś sprowadzić mój bajkowy zamysł na manowce i...od której strony by na to nie spojrzeć, osiągnął wyśmienity sukces.
Tuż przed wytoczeniem maszyny „z garażu” usłyszałam napomnienie, co by kręcić koniecznie na pagóry, bo szykują się 2 dni przymusowej abstynencji. Pałałam jednak taaaaaak wielgaśnym pragnieniem na TRENINGOWY NULL, że udałam ogłuchłą :P Kanały słuchowe i tak szczelnie pozapychałam watą, więc śmiało założyłam, że gdyby co, nie omieszkam użyć na swoją obronę tego żelaznego (?watowego?) alibi.
Zanim zdążyłam ustawić się w prawidłowej pozycji do starcia z wiatrem zaatakował mnie ZNAJOMY kundel. Głupi czy co??? Potem było już tylko gorzej. Nieco mniej katabatyczny wiatr, choć silniejszy niż wczoraj, robił z mojej klaty menisk wklęsły przez połowę dystansu.
Sporo też było kamieni masujących i nawet asfalt nie cieszył tak jak zwykle.
I co najgorsze, przy pierwszym podjeździe załączył mi się niechcący program treningowy, koszmar, od którego nie potrafiłam się już uwolnić...;P
Zatańczyłam na tym speedzie z kilkoma „pagórami” (nie zapominajmy, że miejscem zdarzeń pozostaje centralna Polska! :D), w kolejności następującej:
równolegle do parkingu na Wycieczkowej/za Antonim na skrzyżowaniu z Okólną/w połowie Okólnej w tzw. strefie dzików/po kamorach na Aksamitnej/na krętej Wódce/za zakrętem na Borchówce/przy stawie na Kopance/asfaltowy Plichtów i 2 zmarszczki za tabliczką Łódź w stronę Nowosolnej.
Ładnie, niechcący wypociłam więcej niż zakładałam i to z większą ilością „przemachnięć” niż ostatnim razem.
Uda palą mnie jak cholera! Chyba załaduję się za moment do zamrażarki, może będzie jakakolwiek ulga...

A zamiast tytułowej trawestacji dysko polo Boys (czy cokolwiek jest w stanie przebić „urok” oryginału?) będzie kolejna dawka muzy pod budowanie siły:



No szkoda, że Dave nie dogina w clipie na rowerze ;p
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 33.55 km (1.50 km teren)
01:30 h 22.37 km/h
Maks. pr.:38.01 km/h
Temperatura:7.0

Do pracy D. z M...

Poniedziałek, 21 marca 2011 · dodano: 21.03.2011 | Komentarze 0

Podczas gdy jedni zajmują się „humanitarnym topieniem” Marzanny, inni łapią ją z nienacka za kudły i ciągną po asfalcie za rowerem, by zdychała w dokładnie takich samych męczarniach, jakie serwowała przez 3 ostatnie miesiące wszem dokoła. A niech ma za swoje!

Nici wyszły z moich dzisiejszych miastowych sprawunków, więc naprędce wykoncypowałam co by wrędną Babę Zimę przetaszczyć „za”, „obok”, tudzież „pod” Jakubkiem, w sumie nie ważne jak, oby tylko jęczała w bólach i wznosiła do nieba błagania o dożylny Ketonal. Ogarnęłam się zatem na tyle szybko na ile pozwoliła mózgownica po 3h snu i wiśta do centrum, do pracy po Łosia. Już na pierwszym zakręcie okazało się, iże Babsztyl wyciągnął nie-byle-jakiego asa z rękawa dając mi gift w postaci upierdliwej wpyskdmuchawy. I tak przez całe 9 kilometrów.
Duch walki był jednak we mnie bardzo waleczny, walczyłam więc do samego końca WWW ;p
Odebrawszy czarno odziane ciało pedagogiczne ruszyliśmy skromną kompanią w drogę powrotną i mimo jazdy już Z WIATREM dupsko Mej Wątpliwej Przyjaciółki Marzanki okazało się na tyle ciężkie, że kręciło się moim nóżkom po prostu drętwo. Skryłam jednak tę całą złość „głęboko w środku gdzieś” (naprawdę głęboko „i bez śladu łez” „współczuję” Pani M.Brodce tak „fantastycznego” „tekstu” „piosenki”...) i smarkałam megagłośno za dawkowymi plecami, by go co i rusz upewniać, że JAKOŚ daję radę ;P Z Pomorskiej odbiliśmy w stronę Srela (nie obyło się przy tym bez zabawy w gonienie żółtego szosowego zająca) i małym kółeczkiem po Olechowie (tutaj uskuteczniłam sprint pod dyktando Łosia na Rokicińskiej) wróciliśmy na ulicę Frezjową, która płynnie wyprowadziła nas na mój ulubiony podjazd :P Cała reszta, która nastąpiła po TYMŻE była dla mnie czymś w rodzaju rozmiękczania kwasidła.
I w końcu home, sweet home, przy czym nie omieszkałam odwiązać Babozimy od sztycy i porzucić jej truchła w krzakach, zanim jeszcze zabrałam się za wnoszenie dwukółki po schodach. A zgiń, przepadnij maro nieczysta!
Jutro ma być słońce i plus 10!!! „Bo mnie sie tak kce”!!!
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 41.67 km (2.00 km teren)
01:54 h 21.93 km/h
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:4.0

NIBY regeneracyjnie,

Niedziela, 20 marca 2011 · dodano: 20.03.2011 | Komentarze 1

bo wskazania pulsometra, którym w radością opasał mnie Łosiu (ależ on się realizuje w nowej profesji!!!) wykazały na koniec wycieczki, iże 73% czasu jazdy pedałowałam na granicy wyzionięcia ducha...Czyżby było ze mną aż tak fatalnie? Eeeetam, krążeniowo czuję się wyśmienicie, nie mam nic do zarzucenia swojemu serduchu, zatem wynik zrzucam na karb złośliwości przedmiotów martwych, a raczej tego, że wzięliśmy pod uwagę średnią krajową stref treningowych zamiast najpierw wykonać test progu mleczanowego dla ciała Kocuriady. Może w następnym podejściu? Pożyjemy, zobaczymy :)
Samo przemieszczanie się poszłoby gładko, gdyby nie:
a)moje wczorajsze siłowe harce, które od samego rana lekko ścinały mnie z nóg
b)pogoda, która powinna być bardziej łaskawa i zgodna z komunikatami pogodynek, bo wiatru miało nie być, a skurczybyk był! I jakby było mało, to wysmagał mnie wręcz arktycznie!
c)to, że nie potrafiłam utrzymać uwagi na kręceniu „albowiem bo poniewuż gdyż” miałam zbyt wiele gadżetów do obserwacji no i nie mogłam uwolnić się od kojarzenia pulso-pikania z poranną pobudką do roboty, a wiadomo jak to jest, myśl o harówce z miejsca podwyższa ciśnienie, co z kolei owocowało wskakiwaniem do wyższej strefy treningu i tak w koło Macieju
d)najważniejsze - NIE JADŁAM DZIŚ OD SAMEGO RANA ANI KRZTYNKI PADLINY, więc zbuntowany żołądek co i rusz przypominał o wrzuconej weń bananowej owsiance
Mimo powyższych przeszkadzajek kręciło się jednak miło i z każdym machnięciem korbką po moich kościach rozchodziło się ciepło radości, że już tuż tuż, za kilka tygodni palniemy sobie 4 dni po lubelszczyźnie :) Mniej więcej w połowie trasy Łosiu zoczył połać zieleni i zakrzyknął, że zrobi sobie przystanek na sfocenie tych cudności, i że mam nie czekać, że on mnie dogoni. Pojechałam więc swoim ślimaczym tempem na jaroszkowe górki, przetoczyłam się przez Moskwę, pogoniłam przez Ksawerów, a po Łosiu ani widu ani słychu...Przed Helenowem postanowiłam poczekać, aż chociaż zacznie majaczyć na horyzoncie. Stałam i stałam i nic konstruktywnego z tego stania nie wynikało, z czego wnioskuję, że robienie zdjęć było pretekstem, by Łosiu mógł pobyć sam na sam ze swoją łosiowatością, czyli:



A jak było naprawdę?
Kategoria Triki (25...55)