avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Skołowałam 0.00 km (0.00 km teren)
00:31 h 0.00 km/h
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:

Na dwór na razie mnie nie ciągnie = Łaj de fak de fan yz gon???

Wtorek, 1 lutego 2011 · dodano: 01.02.2011 | Komentarze 0

No dobra, koniec opierdalania się! Mam dosyć barowania się z noworocznymi przyjaciółmi: wirusami, bakteriami, chujami-śmujami itepe. Zatem koniec moszczenia przez cały dzień dupska w pościeli, przyjmowania stosu cierpkich witaminek i raczenia gardziołka oceanem malinowych herbatek. Dziś jest wielkie finito bezsensownego stukania palicami z nudów po klawiaturze, strzelania gilami w sufit, gwałcenia kotów i tego wszystkiego co można określić mianem słodkiego miłego życia. Trzeba w końcu wziąć dupę w troki a nogi w bloki, zakasać rękawy i otrzaskać porządnie ryja mojej „najukochańszej” fumfelce: zimowej depresji. I nie ma że boli! A dzisiaj kuźwa umęczyło mnie okrutnie takie małe, zwykłe, najwyklejsze, malusieńkie pół godziny na „stakszonym treku”!!! No ale jest git, będzie kiedyś lepiej, tylko nie wolno się poddawać przez jakieś tam osłabienie pogrypowe, co nie? Tym bardziej, że domorosły trener (naczytawczy się uprzednio w skrytości wszelikiej maści arcydzieł) obadał wczoraj z wieczora ku swej uciesze a mojej irytacjones sportowe możliwości ciela mego upadłego, predyspozycje tegoż zezwłoku do zabawy z rowerem, a także wytropiwszy u niego kilkanaście pięt achillesowych, postanowił uczynić z tejże amebowatej materii organicznej materię organiczną w postaci królika doświadczalnego i ustawił mu grafik męczarni. No to do dzieła, mam nadzieję, że przeżyję i, muszę to w mordę jeża napisać, wierzę, że „co mnie nie zabije to mnie wzmocni”(siasiam fifozolów za ten wyświechtany slogan reklamowy ;p). Na sajmprzód w planie są 6 Weidera na rześki poranek lub ogrzewczy wieczorek, taksowanie regeneracyjne, treningi jazdy z wysoką kadencją (ło matko! na tym właśnie dzisiaj odpadłam w 31 minucie!!!!! ;p), raz w tygodniu siłka i nauka pompek, których nigdy to a nigdy w życiu nie robiłam, więc tylko liżę ze śmiechu podłogę przy każdej próbie podźwignięcia się/siebie/tego czegoś,co jest niby mną,a z czym wcale się nie identyfikuję (właściwe podkreślić).

I łaj de fak de fan yz gon? Usłyszałam, że między innymi trzeba będzie poprawić „nawyki myślowe”, czyli przede mną ostry trening bycia przekornym w stosunku do własnej przekory...Już teraz czuję się jak 67 pacjent Shutter Island i chyba z tej radości zafunduję sobie lobotomię.

Tjaaaa, kontrolnie przeczytałam co już nasmażyłam i nie ma co, trzeba się przyznać do dopingu. Jestem i jeszcze długo będę na ziołach, muszę uspokoić wątrobę, wzmocnić nery, podnieść ogień trawienia, usunąć stres z mięśni, a do tego wszystkiego pewiem przesympatyczny Mongoł tak mi na masażu rozhuśtał ośrodki energetyczne, że stałam się do-słownie niepoczytalna...Życie na ziołach yz kul ;p

Do następnego po(S)tu wyciśniętego!

I jeszcze jedno – Łosiu, za ten kurewski plan uczynienia ze mnie potwora ja nienawiżu Tiebia! (a w domyśle: Ajlawju! I obiecuję, że zrobię dziś 6W przed snem, ale tylko jedną, pliiiizzzzz)

Trening jazdy z wysoką kadencją - rezygnacja na 31 minucie (buuuuuu a miały być 43)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!