avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Skołowałam 0.00 km (0.00 km teren)
00:34 h 0.00 km/h
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:

Pójdź dziecię, ja Ci ćwiczyć każę

Środa, 2 lutego 2011 · dodano: 02.02.2011 | Komentarze 2

Wolałabym raczej usłyszeć z ranka słodkie pienie w stylu „daj ać ja pokręcę a ty poczywaj, po czem wpiszemy to jako Twój wynik”, ale się marzenie nie chciało ziścić...
Westchnęłam zatem głęboko i przeciągle, tytułem rozgrzewki machnęłam na przemian łapkami oraz nóżkami, przyodziałam miękkie gacie i nie widząc już żadnego zbawczego światełka w tunelu, posłusznie wdrapałam się na Trekusia. Znowu pogibałam się na nim tylko pół godzinki, tym razem w trybie regeneracyjnym (cykl treningowy ściągnięty ze strony tacx’a – senks sweet-heart!) i cieszy mnie ogromnie, że było znacznie lepiej niż wczoraj, choć nadal czuję, że trzyma mnie jeszcze grypa za gardło i ni cholery odpuścić nie chce.

Przyuważyłam niedawno na forum, że wątek „chłopców trenażerowców” jest nadal żywotny i postanowiłam ostatecznie zająć w tej sprawie stanowisko – właśnie tu i teraz, a co mi tam! ;p
No więc... co to ja chciałam rzec? A, już wiem: zwisa mi i powiewa, co ludzie wyczyniają w swoich blogowych 4 ścianach, w końcu to ich osobisty kawałek podłogi, więc niech sobie piszą tylko i wyłącznie o swoich treningach, niech często i gęsto zwierzają się ze swoich porypanych stanów emocjonalnych, niech dzielą się fotami, muzą, rowerami, partnerami i czymkolwiek jeszcze sobie zażyczą ALE nie kumam wpisywania kilometrów i średnich wystanych w miejscu. Z drugiej jednak strony doświadczyłam już kilkakrotnie na własnej skórze, iż dokładnie wykonany trening na stacjonarnym potrafi wylać więcej potu i łez niż niejedna outdoorowa setunia, a że przygotowuję się do wielkiego czerwcowego wyzwania, to postanowiłam zmienić nieco profil bloga. W tym momencie ważne staje się dla mnie to,
1. ile pracowałam
2. w jaki sposób pracowałam
3. jak przepracowałam
te dni, które nieuchronnie zbliżają mnie do godziny zero, więc dorzucam Trekożera do swoich zabawek :P Mam zamiar zapisywać objętości treningów, co by łatwiej prowadziło się miesięczne „rozliczenia wydatkowe”. Chcę widzieć biało na czarnym jaki procent planu wykonuję, czy są jakiekolwiek postępy itepe itede i jeśli nawet polegnę na jucznej wyprawie, to chcę sobie spokojnie spojrzeć w lustereczko i powiedzieć, że przecież wykonałam maaaasę roboty i nie padłam dlatego, że jestem leniwy cienias, tylko wręcz przeciwnie, bo jestem walniętą pracoholiczką, która z deczka przesadziła z obciążeniami lub też miała kiepsko ułożony plan przygotowawczy. Amen.
Przez moment powiało dojrzałym podejściem do tematu– ciekawe jak długo wytrwam w swoim postanowieniu??? Tym bardziej, że wytrzmałość nigdy nie była moją mocną stroną ;p

Trening regeneracyjny – 34 minuty – przejechana całość



Komentarze
KOCURIADA
| 17:52 piątek, 4 lutego 2011 | linkuj no rzeczywiście coś nie ten teges, może źle dodałam Lansa??? Tak czy siak, jeszcze dycham, ale po przebudzeniu skonstatowałam, że nie bolą mnie tylko powieki...
lobotomik
| 14:24 piątek, 4 lutego 2011 | linkuj HIP AND LEG POWER! HOOOORRRAY!!!
PS To miał być komentarz pod wpisem jutrzejszym względem tego wpisu, a wczorajszym względem dzisiaj, ale chyba masz pod Lance'em komenty wyłączone:)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!