avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Skołowałam 33.55 km (1.50 km teren)
01:30 h 22.37 km/h
Maks. pr.:38.01 km/h
Temperatura:7.0

Do pracy D. z M...

Poniedziałek, 21 marca 2011 · dodano: 21.03.2011 | Komentarze 0

Podczas gdy jedni zajmują się „humanitarnym topieniem” Marzanny, inni łapią ją z nienacka za kudły i ciągną po asfalcie za rowerem, by zdychała w dokładnie takich samych męczarniach, jakie serwowała przez 3 ostatnie miesiące wszem dokoła. A niech ma za swoje!

Nici wyszły z moich dzisiejszych miastowych sprawunków, więc naprędce wykoncypowałam co by wrędną Babę Zimę przetaszczyć „za”, „obok”, tudzież „pod” Jakubkiem, w sumie nie ważne jak, oby tylko jęczała w bólach i wznosiła do nieba błagania o dożylny Ketonal. Ogarnęłam się zatem na tyle szybko na ile pozwoliła mózgownica po 3h snu i wiśta do centrum, do pracy po Łosia. Już na pierwszym zakręcie okazało się, iże Babsztyl wyciągnął nie-byle-jakiego asa z rękawa dając mi gift w postaci upierdliwej wpyskdmuchawy. I tak przez całe 9 kilometrów.
Duch walki był jednak we mnie bardzo waleczny, walczyłam więc do samego końca WWW ;p
Odebrawszy czarno odziane ciało pedagogiczne ruszyliśmy skromną kompanią w drogę powrotną i mimo jazdy już Z WIATREM dupsko Mej Wątpliwej Przyjaciółki Marzanki okazało się na tyle ciężkie, że kręciło się moim nóżkom po prostu drętwo. Skryłam jednak tę całą złość „głęboko w środku gdzieś” (naprawdę głęboko „i bez śladu łez” „współczuję” Pani M.Brodce tak „fantastycznego” „tekstu” „piosenki”...) i smarkałam megagłośno za dawkowymi plecami, by go co i rusz upewniać, że JAKOŚ daję radę ;P Z Pomorskiej odbiliśmy w stronę Srela (nie obyło się przy tym bez zabawy w gonienie żółtego szosowego zająca) i małym kółeczkiem po Olechowie (tutaj uskuteczniłam sprint pod dyktando Łosia na Rokicińskiej) wróciliśmy na ulicę Frezjową, która płynnie wyprowadziła nas na mój ulubiony podjazd :P Cała reszta, która nastąpiła po TYMŻE była dla mnie czymś w rodzaju rozmiękczania kwasidła.
I w końcu home, sweet home, przy czym nie omieszkałam odwiązać Babozimy od sztycy i porzucić jej truchła w krzakach, zanim jeszcze zabrałam się za wnoszenie dwukółki po schodach. A zgiń, przepadnij maro nieczysta!
Jutro ma być słońce i plus 10!!! „Bo mnie sie tak kce”!!!
Kategoria Triki (25...55)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!