avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Skołowałam 99.56 km (40.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:54.41 km/h
Temperatura:

Śnieżnik & Co. 2011 (day 1)

Czwartek, 11 sierpnia 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 6

Igliczna (845 m n.p.m.) – Parkowa Góra – Przełęcz Śnieżnicka (niebieskim) – Hala pod Śnieżnikiem (czerwonym&żółtym) - Śnieżnik (1425m n.p.m.) – zielonym na Porębek i Kamienicę – Przełęcz Staromorawska (794 m n.p.m.) – Przełęcz Płoszczyna (817 m n.p.m.) – Nova Seninka – Stare Mesto – Vysoke Zibridovice – Vlaske – Vysoky Potok – Cerveny Potok – Kraliky – Boboszów – Smreczyna - Międzylesie – Roztoki – Domaszków – Wilkanów – Marianówka – Szklary – Igliczna (845m n.p.m.)

Fiku miku jestem na Śnieżniku :P © KOCURIADA


Śnieżnik zdobyty, więc mogę uznać, że jestem kobietą spełnioną :D
Nie szalejmy jednak za bardzo z tą deklaracją, albowiem jest to tylko pozbawiony sensu stan przejściowy – jak zresztą każdy stan u płci nadobnej ;P
A że z dania głównego moje marzenie zamieniło się w rogrzewkowy starter...cóż, nie moja to idea, zasługa, tudzież wina (niepotrzebne proszę skreślić) ;P

Login wyprawowy mieliśmy z Dawidem wysoko w chmurach, ponad 800 metrów n.p.m., w schronisku prowadzonym przez przesympatyczne małżeństwo, które nie dość, że pasło nasze brzuchy pysznościami, upijało nasze gardła własnej roboty wiśniówką, to jeszcze na deser raczyło nas mega ciekawymi historiami z życia gór.
Tak, na Iglicznej czułam się jak...jak kociara u kociarzy :P

Schronisko na Iglicznej © KOCURIADA

Bardzo gościnnie, domowo i pięknie :) © KOCURIADA


Zdobycie szczytu okupione zostało 2 ofiarami – roztrzaskanym licznikiem (na szczęście sprawnym) oraz pękniętym ekranem w aparacie fotograficznym - na szczęście nie całkiem niesprawnym, ponieważ od Kralików aż do końca wyprawy robiłam za debilkę pstrykającą foty w ciemno, bo a nuż cośkolwiek się zapisze. I ku zaskoczeniu wariatki zapisało się wszystko ;P

Ad rem. Ruszyliśmy w teren po 10:00:

Komu w drogę, temu czas... © KOCURIADA


Od razu było pod górkę, po kamorkach, momentami po błotnych kałużach, głównie po szutrze. Mój pierwszy raz w górach :D Zadyszka pojawiła się szybko, co nie dziwne, skoro wszystkie kobiety w mojej rodzinie opuszczają świat z powodu fatalnego krążenia, ale niezrażona dzielnie parłam do przodu, czyli do góry. Zdecydowanie za mocno, na zbyt twardym przełożeniu, co okupiłam bólem kolan, a poza tym dwukrotnie na większym nachyleniu zrzuciło mnie z siodełka na luźnej nawierzchni i nie byłam w stanie ruszyć (doprawdy zabawne to były zmagania ;P). Cóż, pierwsze koty za płoty - gratisowo wliczone w lekcję górskiej jazdy :D

Schronisko "Na Śnieżniku" © KOCURIADA

Hala Śnieżnicka © KOCURIADA


Na hali jak to hali, zaczęło wiać. Teren zrobił się jeszcze trudniejszy, jakieś kamienne stopnie, wielkie korzeniory, więc przepraszam bardzo, ale jestem za cienka na takie terenowe niuanse i Jakubek podróżował ostatnie metry „na” oraz „obok” mnie:

O, po tym zdjęciu aparatowy ekranik odmówił posłuszeństwa :) © KOCURIADA


I nawet dobrze, bo gdyby nie to, zamiast Masywu Śnieżnika całą drogę podziwiałabym swoje buty. A tak:
Pitknie jest :) © KOCURIADA

Tadaaaammm :) © KOCURIADA

Łoś napotkany na Śnieżniku :P © KOCURIADA


Nakarmiliśmy oczy widoczkami z Igliczną w tle i chodu w dół. Wyglądało łatwo i przyjemnie:

Łoś pracuje ostro na glebę ;P © KOCURIADA


Ale czy rzeczywiście tak było? Szybki look za siebie:

Że niby łatwo i przyjemnie ;P © KOCURIADA


Po zjeździe trasą na Porębek i Kamienicę, podczas którego rozwijałam zawrotne jak na mnie v na zmianę z grzaniem hamulców do czerwoności (o bogowie olimpijscy! Jak tam kurna wytrzęsło me dupsko!!!), zaczęliśmy kolejną wspinaczkę przez przełęcze do granicy polsko-czeskiej:

Przejście, o pardon, przejazd graniczny ;P © KOCURIADA


A po stronie czeskiej, przynajmniej przez jakiś czas było już naprawdę miło i gładko, bo serpentynowym asfalcikiem z górki aż do Starego Mesta, gdzie odbyliśmy inauguracyjne w tym sezonie pałaszowanie prażonego syra:

Stare Mesto © KOCURIADA


Dalej równie równą drogą, choć nie zawsze płaską (jakby to jeszcze kogoś zastanawiało ;P) na Kraliky:

Rozpusta czy głupota: Nobby Nick na asfalcie :p © KOCURIADA


O, właśnie tutaj dotoczył się mój Konik pod dawidowymi nogami w 2009 roku:

Jakubek w Kralikach, czyli tu gdzie Konik już był :) © KOCURIADA


Ależ ten świat jest mały...
Przez Boboszów i Międzylesie zatoczyliśmy koło do naszego tymczasowego domku, majaczącego na horyzoncie (to ta „wyrwa” w zboczu góry troszkę po lewej stronie):
Kusząca Igliczna :) © KOCURIADA


Trochę mnie ten widok przerażał po przebytych 80 kilometrach, ale po pokonaniu wypaśnego podjazdu w Wilkanowie byłam już nie do zatrzymania, połknęłam Igliczną na raz :D

I tak oto upłynął pierwszy dzień mej absolutnie pierwszej w życiu rowerowej górskiej przygody :))))))))))))))
Tuż po kolacji miałam apetyt na więcej, ale z łóżka na piętrze nawoływał Staropramen z „Państwem Snu”. Uległam im w mgnieniu oka :))))))))
Kategoria Yogus (55...)



Komentarze
KOCURIADA
| 06:17 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Danielu - no ładna, ładna, ale nie najładniejsza...zaczęłam myśleć o czymś w Tatrach ;P

Marusiu - chyba naprawdę musi emanować, bo jak tylko podniosłam Jakubka, to wszystkie turystyczne obiektywy skierowały się na nas ;P
Co do wierzchołka masz absolutną rację, możnaby na nim spokojnie urządzić wesele na tysiąc osób (pijanych jak bela) i nadał byłoby bezpiecznie :)
A tak ogólnie pisząc o górach, to...kocham w nich to, że dają poczucie niezmierzonej mocy (nie mylić z władzą ;P)
Hmmm, no bo jakbym miała jakieś emocjonalno-psychiczne problemy to bym pewnie siedziała nad morzem...ale wlampianie się w stateczki jest nie dla mnie, co to to nie...no chyba, że podczas sztormu ;P
Tak więc "góry rulez" ;P
Pozdro!
ps. Karkonosze brzmią pociągająco, pewnie kiedyś je ogarnę, tylko najpierw posiedzę na blogach stałych górskich bywalców ;P
marusia
| 18:19 poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | linkuj Łatwo pewnie nie było, ale jakaż satysfakcja emanuje z pierwszego zdjęcia :] Tylko coś taki płaski ten wierzchołek ;) Nigdy bym się nie spodziewał :P

Gratuluję udanego debiutu w górach. Pierwsze koty za płoty. Miło przeczytać jak się rozkręcasz. Nie mam ostatnio zbyt wiele czasu, więc pozostałe wpisy z Karkonoszy ogarnę później. A Twoje teksty są na tyle oryginalne, że warto się nad nimi pochylić w spokoju.

Pozdrower.

P.S. W górach piękne jest między innymi to, że widać właśnie jaki ten świat jest mały. Ogromne odległości nagle się skracają -prawie na wyciągnięcie ręki. Na nizinach próżno szukać takich doznań.
daniel3ttt
| 08:44 poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | linkuj Ładna wysokość, gratulacje.
KOCURIADA
| 17:31 piątek, 19 sierpnia 2011 | linkuj Dzięki Panowie :) Poszło sprawniej niż się spodziewałam :D
Sandman - polecam jak najbardziej, pieszo, rowerowo, a nawet kajakiem ;P
airline
| 21:45 czwartek, 18 sierpnia 2011 | linkuj pięknie...
graty;)
sandman
| 21:09 czwartek, 18 sierpnia 2011 | linkuj No gratuluję zdobycia Śnieżnika! Przewyższenia pewnie jednego dnia jak w łódzkim przez miesiąc:) Mi ten Śnieżnik chodzi po głowie... ale pieszo:D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!