avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:1398.27 km (w terenie 188.50 km; 13.48%)
Czas w ruchu:67:15
Średnia prędkość:20.79 km/h
Maksymalna prędkość:58.50 km/h
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:43.70 km i 2h 06m
Więcej statystyk
Skołowałam 17.38 km (1.50 km teren)
00:55 h 18.96 km/h
Maks. pr.:39.71 km/h
Temperatura:

Mikrożenuła przed makrosukcesem

Piątek, 22 października 2010 · dodano: 22.10.2010 | Komentarze 0

nieeeeeeeeee, jeszcze się nie poddałam - maraton ciągle trwa ;p
Nie zmienia to jednak faktu, że moje dzisiejsze osiągi z cyklu "pitkne słońce, piździajska pogoda i dziewczyna już nie młoda" są z lekka półśmieszne. Zamiast planowanego treningu hajteknolodżi wyszły skromne hihitechniczne zmagania Kocuriady z wichurą. Po paru godzinach intensywnych analiz mych porannych poczynań powoli dochodzę do jakże konstruktywnego wniosku, iże coś tam chyba jednak na tych 17 km próbowałam podszkolić:
po pierwsze - kontrowanie bocznych podmuchów wiatru
po drugie pierwsze - kontrowanie boczno-pyszcznych podmuchów wiatru
i po trzecie i ostatnie pierwsze - kontrowanie centralnie-pyszcznych podmuchów wiatru (naprawdę świetne przeżycie! Jak na stacjonarnym w tunelu aerodynamicznym, wery profi eksyrsajz)
Cudownie, że chociaż wplecodupnych podmuchów wiatru nie musiałam kontrować :D

No to pooszczędzałam się troszku, a już jutro megagigadej, czyli pobudka przed 6 i wiśśśśśtaaaaaa na południe Polski
Kategoria Puma (...25)


Skołowałam 20.48 km (1.00 km teren)
00:57 h 21.56 km/h
Maks. pr.:40.06 km/h
Temperatura:

Wystawiona do wiatru

Czwartek, 21 października 2010 · dodano: 21.10.2010 | Komentarze 0

Przejmujący do szpiku kości i smagający po twarzy, że mało co głowy nie urwie, do tego nikczemnie kołyszący wszystkim, co na swej drodze napotyka...bezczelnie brutalne dziadzisko: Pan Wiatr.
I wcale nie musiałam go dzisiaj szukać w polu...
Kategoria Puma (...25)


Skołowałam 0.00 km (0.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:

Dziś są Łosia urodziny, więc piczona dlań wrzucimy ;D

Czwartek, 21 października 2010 · dodano: 21.10.2010 | Komentarze 1

Cichuteńko, co by zdążyć przed Łosiową pobudką, parzeniem czarnego dopalacza oraz odpalaniem niezdyscyplinowanego kompa, kolejny wpis ze szczególną dedykacją:

Łosiątko Moje Ty Najdroźsiejsiejsze, co prawda otrzymałeś już swój prezent w postaci git-marmelada rowerowych bamboszy na zimę, ale życzeń jeszcze Ci nie składałam, więc tu i teraz, w tym jakże szczególnym, podniosłym, zachmurzonym dniu nieuchronnie zbliżającym Cię do starości, łamania w kościach oraz problemów z oddawaniem moczu, obdarowuję Ciebie najprawdziwszą Delicją oraz setkami jej sexi flexi koleżanek, o które może nie będę zazdrosna ;p I bardzo dziękuję za motywowanie mnie w diecie ŻP (=żryj połowę) połączonej z treningiem "kręć mała pedałami, kręć", bo tylko dzięki Tobie nie ma mnie jeszcze na tej stronce ;p
Z najszczerszymi wyrazami AJLAWJUDOBÓLU upraszam co byś se kliknął myszką na ten oto link:

http://piczon.pl/godzilla-2/

Twoja Mini-Godzilla :*

Ps. Wszystkie pozostałe smakowite kąski także wypinają się dla Ciebie, więc śmiało oglądaj, tylko nie jedz przy tym śniadania, bo FIRST AID KIT mam tylko w robocie...


Skołowałam 32.36 km (2.00 km teren)
01:21 h 23.97 km/h
Maks. pr.:42.66 km/h
Temperatura:

Specjalnie na życzenie Lemura: adamsłodowy.pl

Środa, 20 października 2010 · dodano: 20.10.2010 | Komentarze 4

Pojeździłam sobie jak co dzień, do 15 kilometra superowo ze średnią nieco powyżej 27, a potem nagle spieprzyła mi się pompa paliwowa, więc zamiast smęcenia zapodaję specjał dla Alika (i żeby potem nie było, sama tego chciałaś ;p):

Do przeprowadzenia tajnej operacji na własnych espedkach potrzebujemy następujących przedmiotów:
- espedek
najlepiej własnych i niech to będzie dla komfortu przyszłej jazdy but prawy i lewy w tym samym rozmiarze i gatunku, kolor kapci jest w tym przypadku mało istotny, ponieważ i tak niewiele będzie go widać
- nożyczek
koniecznie naostrzonych oraz z wygodnym uchwytem, czyli pod grubość paluchów tnącego
- jednej pary rajstop
osobiście polecam wygrzebanie jakiejś starej pary tegoż artukułu po własnej lub cudzej babci, albowiem nie ma to jak rzetelna przedwojenna robota. Poszukiwania radziłabym zacząć od szaf, komód, wersalek, segmentów, komórek blokowych, tudzież działkowych, natomiast grzebanie się w ziemi uznałabym za rzecz niestosowną, a i rajtki trzebaby najpierw wyprać i przecerować (no i kto by to wszystko zrobił???)
- taśmy dwustronnej np. takiej do mocowania luster, wszak sprawdza się świetnie w roli izolatora i lepu zarazem
- pary sprawnych rąk do pracy oraz mózgu, który we właściwy sposób podąży za poniższą beznadziejną instrukcją

Instruktaż:
1.
Zrobić coś z nudzącym się kotem, albowiem niechybnie zapierdoli rajstopy i wciągnie w jakieś trudnodostępne miejsce albo nie daj Boże spożyje i będzie trzeba czekać, aż je wydali, następnie prać i czekać aż wyschną, co może zająć sporo cennego czasu, a jak wiadomo przy obecnej aurze czasu absolutnie brak, jeśli nam stopy miłe
Jeśli kot zachowuje się jak na poniższej fotce, proszę przełączyć się na tryb alarmowy!

Tjaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa znooooooowuuuuuu tooooo saaaaaaaamooooo....nuuuuuuuuuuuuuuuudziiiiiiiiiii miiiiiiiiiiiii siiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeo © KOCURIADA


2.
Użyć wcześniej przygotowanych materiałów do wykonania dziury w rajstopach: odcinamy część nożną od części dupnej. Nożną w ilości 2 sztuk (no chyba, że ktoś ma na podorędziu rajty trójnożne, to wtedy 3 sztuk, w tym jednej zapasowej) zachowujemy, bo się przydadzą a z dupną można zrobić, co się żywnie podoba np. podłogowy zbieracz potu lejącego się podczas treningów na taxc’ie , szmatę do polerowania ukochanej ramy rowerowej lub po prostu założyć na 4 litery tudzież głowę i udawać radosnego

3.
Ubrać się stosownie do okazji, czyli na przejażdżkę, przy czym należy bezwzględnie pamiętać o prawidłowej kolejności nakładania na siebie poszczególnych warstw. Oczywiście z wyłączeniem majcioch z pieluchą, których, jak wszyscy doskonale wiemy, żadne zasady nie obowiązują, w związku z czym mogą stanowić nawet 4 lub 5 wartwę wierzchnią. Skoncentrumy się jednak na końcówkach nóg. Wieloletnie doświadczenie uczy, iże najlepiej założyć ocieplane rajstopy, następnie nasz wynalazek, a nań jakieś cieńsze skarpetki. Całość niech będzie zwieńczona uroczym trzewikiem, prawym na prawej a lewym na lewej stopie.

4.
W tym momencie dobrze jest zrobić jakowyś użytek z wyżej wspomnianej taśmy. Odcinamy w tym celu 2 kawalądźki od całej rolki, po czym naklejamy po 1 pasku na 1 but w miejscu największego wywietrznika, o tak jako na tym obrazku właśnie:

adamsłodowy.pl czyli jak se uratować stopy przed chłodem :) © KOCURIADA


Dodać należy, iż długość i szerokość taśmy fajnie jest dostosować do własnej „fizjognomii”, zaś jeśli kto nie przepada za totalnym brakiem powietrza wokół stóp, to może poszaleć w taśmą wedle własnego uznania, a nawet zastosować wycinankę łowicką, hej ho i hola!

5.
Następnym punktem niech będzie odpowiednie zamocowanie nowych ochraniaczy aka łindstoper na espedkach z obowiązkowym przyklepaniem w miejscu styku z taśmą. Aby to uczynić należy część górną rajtki, a właściwie to już pończochy, owiniętą do tej pory wokół kostki, skierować w dół i ruchem posuwistym jednostajnym naciągnąć na but, ładnie ułożyć po czym, jak już było powiedziane, porządnie skleić z kawałkiem taśmy. Ta sama zasada tyczy się obu stóp.
I w ten oto sposób otrzymujemy czarne lux pokrowce prezerwatywki firmy Szitmano. Fota poglądowa:

adamslodowy.pl i efekt końcowy zmagań jego z oporną materią oraz chwilowym brakiem kasy :) © KOCURIADA


I jeszcze jeden pstryk na potwierdzenie mojego wczorajszego wpisu o patrzeniu na całość z odpowiedniej odległości:

cytat: "a z daleka w ogóle nie widać, że to jakaś domowa podróba a nie cycle sport chic" © KOCURIADA


6.
Pozostaje cieszyć się nowym wynalazkiem aż do najbliższej wypłaty, która pozwoli zaopatrzeć się w rzecz z prawdziwego zdarzenia 
Mam nadzieję, Aliku, że zaspokoiłam Twoją ciekawość ;p
W razie pytań i ewentualnych niejasności proszę zrobić wpis do książki zażaleń ergo kondolencji.
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 31.27 km (1.50 km teren)
01:19 h 23.75 km/h
Maks. pr.:44.73 km/h
Temperatura:

Bicyklowy szik dla biednych

Wtorek, 19 października 2010 · dodano: 19.10.2010 | Komentarze 2

Mimo że nie spożywałam żadnej grochówy tudzież fasolki po bretońsku, katalońsku itepeitede, tak jakoś nagle zapałałam ochotą do podrywania tyłka z siodełka, więc dzisiaj było więcej niż zazwyczaj stawania w pedałach, choć trasa z grubsza ta sama, czyli z tych pt. "Z radosnymi owsikami po PKWŁ" (aaaa, to te owsiki, już rozumiem ;p). Takie tam deptanie żelastwa aż do Sierżni i nazad.
Dęło co prawda mocniej niż wczoraj, lecz strumieniem zdecydowanie cieplejszym, co przyjęłam z wieeeeelką ulgą, albowiem zakup ochraniaczy nadal pozostaje w sferze planów (może dziś się uda?). Fakt faktem, potrzeba matką wynalazku i to właśnie dzięki niej opracowałam rozwiązanie awaryjne dla mych stópek na chłodniejsze dni. Wystarczą zatem stare rajstopy, mogą być nawet takie po babci, czyli z siermiężnego materiału (im grubszy tym lepiej, będzie porządny windstoper), para nożyczek, kawałek taśmy dwustronnej do luster, buty jako baza dzieła i już można się bawić w Adama Słodowego. Efekt całkiem niezły - na dziś w sam raz, wręcz idealny :) I, co zdaje się być najważniejsze w całym tym zmaganiu, nic już nie drętwieje, skarpetki można cieńsze założyć, zero skurczy a z daleka w ogóle nie widać, że to jakaś domowa podróba a nie cycle sport chic :) Ino korzystać z patentu i jeździć do upadłego, tzn. do zakupu właściwego towaru :)
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 38.23 km (2.50 km teren)
01:38 h 23.41 km/h
Maks. pr.:45.16 km/h
Temperatura:

O paliczkach i budyniu słów kilka ;p

Poniedziałek, 18 października 2010 · dodano: 18.10.2010 | Komentarze 7

Okoliczności były dziś sprzyjające, zero śniegu, zero deszczu, więc zaraz po pracy wskoczyłam w rowerowe ciuszki i czym prędzej czmychnęłam z chaty celem pobujania się po okolicy. A na dworze szaro, zimno, jakby trochę mglisto. Dla rogrzania ciała musiałam się nieco spiąć, co po wczorajszych harcach w terenie nie należało do najłatwiejszych zadań :( Kręcę i kręcę, w Gałkówku ciałko osiągnęło niemalże optymalną temperaturę, lecz mimo mocnego naciskania na pedały moje stopy i tak wypiździło na wszelkie możliwe sposoby. W końcu doszło do tego, że giry mi doszczętnie zdrętwiały i zaczęły mnie łapać skurcze w paliczkach :) No nic, kolejny wydatek okazuje się nieodzowną inwestycją we własne zdrowie - mowa o ochraniaczach, ofkors :)
Na temat gilusków nie będę się rozwodzić, bo parę minut temu skomentowałam ten temat u Evesisski. Dodam tylko, że zaraz zrobię sobie zasłużony budyń, taki prawdziwy, z torebki ;p
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 56.69 km (42.00 km teren)
03:25 h 16.59 km/h
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:

Maraton Cyklomaniaka :D

Niedziela, 17 października 2010 · dodano: 17.10.2010 | Komentarze 2

Jeśliby szczęście mierzyć kilometrami, to osiągnęłam 56.69 czystej radochy!!!!!!!!
Zaczęło się całkiem przypadkiem, od wczorajszego buszowania po BS, podczas którego natknęłam się na wzmiankę o dzisiejszym nieoficjalnym maratonie cyklomaniaka. Opis wyglądał fascynująco, mapka też. W trakcie wnikliwego studiowania wszelkich uwag oczęta zaczęły mi świecić niczym gwiazdy na niebie - decyzja zapadła! W końcu to moje tereny, więc muszę popedałować!!! I tutaj zaczęły się schody...niedziela miała być softowa, a poza tym już od miesiąca byłam umówiona na 2 spotkania z fumfelkami z UK i Spainu i absolutnie nie mogłam niczego odwołać :(((
No ale nic, przez następną godzinę poobgryzałam wszystkie paznokcie, podrapałam się po głowie aż do krwi, wyżarłam prawie wszystko z lodówki, czyli generalnie jakoś tam próbowałam sobie poradzić ze stresem, by ostatecznie przyjąć, że nie wystartuję oficjalnie, tylko tak po prostu relaksacyjnie przejadę się traską. I żeby nie było, zrobię to po swojemu, bo łatwo znaczy nudno, czyli trzeba jechać pod prąd ;)
Rano druknęłam Łosiowi mapkę (jak się później okazało, tylko jej połowę i to tę połowę, którą znamy doskonale ;p) i spojrzałam na termometr (motywujące +1). Ubrałam się więc niczym Bulinka i ziuuu na Kasprowicza, ponieważ chcieliśmy rozpocząć przygodę od trudnego podjazdu, czyli w naszym przypadku łatwego zjazdu ;)
Zimnawo było, w zacienionych miejscach pełno szronu (jeszcze w południe żeśmy się po nim gdzieniegdzie turlali), oczy zaczęły łzawić od pędu powietrza i już po 3 kilometrach mój starannie wykonany makijaż (w końcu dzień święty trzeba święcić - każdy wedle własnego uznania ;D) pozostawiał wiele do życzenia...A co tam, mejkap rzecz nabyta! Toczyłam się zatem dalej, tym bardziej, że wybrałam się bez mej słynnej kosmetyczki ze stelażem...Jadąc tak sobie po wiejskich laskach miałam poczucie, że śmigam dosyć dzielnie w dół i jeszcze dzielniej żółwię się pod górki. Bez względu jednak na ukształtowanie terenu, minuty mijały bardzo wolno a widoki były boskim-nieboskim arcydziełem (zwłaszcza w lesie w Grzmiącej). Po jakimś czasie w główkę zaczęło przygrzewać słoneczko (czasami troszkę za mocno, bo gapa ze mnie i założyłam czapkę zimówkę ;p) a serce niemalże wyrywało się z piersi i gdzieś w przestrzeni tańczyło szaleńczo w upojnej radości, nawet wtedy, gdy przyliczałam niczym punkty kontrolne te swoje 3 słodkie gleby! Mea culpa mea culpa mea maxima culpa - technika jazdy w terenie koniecznie do poprawki!
Już w dobieszkowskich krzaczorach mieliśmy mijankę z maratończykami. Panowie cięli przez las na maxa, aż drzewa szumiały! A ja oczywiście jak to ja: pierdółka-zawalidroga, za co bardzo serdecznie teraz przepraszam, choć nie obiecuję poprawy. Naprawdę wielki szacun dla startujących, a największy ukłon, wręcz padanie do stóp dla bodajże 2 superbabeczek (jedną widziałam na pewno :D). Po dojeździe do kalonkowej kostki troszkę się pogubiliśmy, jeździliśmy w te i nazad celem trafienia we właściwą ścieżkę, ale się nie udało. Zrobiłam się głodna, pojawiło się także suszenie w gardziołku, a tu ani okruszynki ani kropelki przy sobie :( Złapał mnie chwilowy wkurw, jak to przy spadku cukru...Koniec końców wspięliśmy się polnym skrótem do Imielnika. A po przekroczeniu przepustu pod Strykowską to już była prawdziwa tragedia orientacyjna :) Coraz częstsze stawanie, kontrolowanie mapy, nawigowanie innych zagubionych, jazda w wysokiej trawie, stawanie, cofanie, przeprowadzanie rowerów przez jakieś haszcze...Sytuacja była tak absurdalna, że pusty śmiech mnie ogarnął i przyjemności z tego zbłądzenia zrobiło się bez liku :D Po pewnym czasie skonstatowałam z wielkim żalem, że właściwie minął czas przeznaczony na rowerowanie :( Decyzja o skróceniu trasy była choooolernie ciężka, nawet zakupy w Rossmanie szybciej robię ;p No ale jak trzeba to trzeba.
W trakcie powrotu odnaleźliśmy bar Modrzewiak, tutaj świetna inwestycja w podrabiane delicje i izotony (tylko kuźwa, czemu z lodówki!?), no i już nieco szybszym tempem na Nowosolną.
Podsumowując peregrynację ogłaszam wszem i wobec, iże nieoficjalne przejechanie nie całego nieoficjalnego maratonu cyklomaniaka było dla mnie świetną zabawą, a co przeżyłam, to już moje do końca tego życia i tak aż po wszelkie przyszłe wcielenia ;D
Może następnym razem będzie cały? Albo cały i oficjalny? :D

I foteczki:
Co ma jechać, nie uleży, czyli po analizie pierwszej gleby i fachowych poradach Łośstronga, kierunek - rower :) © KOCURIADA


Walcząca z podjazdami, tańcząca z pedałami ;D © KOCURIADA


Beztroskie pomykanko polikowymi polami © KOCURIADA


i wjazd do złotego lasu w Grzmiącej © KOCURIADA


Nowoodkryty gatunek: leśny skrzat rozpromieniony ;) © KOCURIADA


Leśne stwory lubią bagna, lubią się potaplać... © KOCURIADA


Zamostkowy wjazd do dobieszkowskiej dżungli, coraz fajniej będzie :) © KOCURIADA


No dobra, pojeździłam sobie trochę po piachu i szkle, dokąd teraz? © KOCURIADA


Dokąd? Nie mam Dobrej Nowiny...skończyła się mapa... © KOCURIADA
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 41.78 km (5.00 km teren)
01:54 h 21.99 km/h
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:

Kryzys wieku średniego i The Cure na niego ;D

Sobota, 16 października 2010 · dodano: 16.10.2010 | Komentarze 2

Znacznie lepiej, mimo braku snu :) Może dlatego, że aura była dziś nader łaskawa, a syndrom niespokojnych nóg nawet w pracy nie dawał o sobie zapomnieć? Tylko morale nieco osłabione, ale i z tym jakoś się uporałam odgrzewając audiokotlety z młodzieńczego okresu "burzy i naporu". Wystarczyły 3 rundki x 3 kawałki The Cure odsłuchane oczywiście przed wyruszeniem z domu, albowiem takie to już ze mnie straszne dziwadło nie znoszące żadnych zakłóceń i rozpraszaczy podczas kierowania czymkolwiek. Wybór zatem padł na następujące Kjuraski, koniecznie w podanej poniżej kolejności:
Fight :)
Never Enough :)
Hot! Hot! Hot! :)
Kto zna, ten wie, do czego zdolny jest taki mix ;)
Swoją drogą, kto by pomyślał, że to właśnie Oni będą w stanie odpędzić kryzys wieku średniego i rozproszyć mgłę jesiennej deprechy przeobrażając ją w pochód pierwszomajowy z naczelnym hasłem "Kobiety na rowery!" ;p
Porypana jestem ;p
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 32.07 km (3.00 km teren)
01:36 h 20.04 km/h
Maks. pr.:41.88 km/h
Temperatura:

No bez jaj ten tumiwisizm! :)

Piątek, 15 października 2010 · dodano: 15.10.2010 | Komentarze 0

No całkiem bez jaj to dzisiejsze jeżdżenie :) Wstawanie któryś raz z rzędu o 4 rano daje się jednak świadomości mocno we znaki, na dokładkę jeszcze istna rzeź fitnesowa, którą dopiero co sobie zafundowałam, a która ma trwać calusieńki boży rok (nie ma mowy bym jej zaprzestała, była zbyt kosztowna!), ech, szkoda słów....Chyba zbyt wiele od siebie wymagam...
Po dzisiejszym powrocie z roboty ogarnął mnie prawdopodobnie najgorszy z możliwych tumiwisizmów i byłam już naprawdę baaardzo baaaardzo blisko rezygnacji ze swego ambitnego planu codziennego październikowego dosiadania Dżakubka. W mych oczach tlił się obłęd, mózg przyćmiony na maxa, tylko papu i lulu mi się chciało. No ale papu trzeba było upolować samodzielnie, a łózio sprytnie przejęły futrzaki, więc nie miałam żadnego argumentu na swoją obronę :(
Wyjechałam, jednakże tylko i wyłącznie po to, by całkiem smacznie pospać sobie w pozycji siedzącej lekko pochylonej do przodu ;D Autentico!!! Po raz pierwszy w mej (dodajmy koniecznie choć jedno słowo szczerości: wątpliwej) karierze rowerzystki świadomość poszła w 100% innym torem niż organizm. Nawet trasy nie potrafię dobrze odtworzyć, jeno tyle co z licznika :(
I mam tylko jeden rodzaj wspomnień z tej miniwyprawy - wrażenia olfaktoryczne: rozbrajający zapach kory świeżo podsypanej pod iglaki w przywillowych obejściach, dominującą woń 3 capów przygwożdżonych na popas tuż przy drodze (nie pomnę zresztą której), niezwykle przyjemny zapach skoszonej gdzieś trawy, Eau de Toillet nagrzanego słońcem rzepakowego pola oraz drażniący nozdrza smrodek palonych śmieci na działkach i w ogrodach...
Jutro będę na półmetku maratonu :) Nie poddawać się! Wytrwać w postanowieniu! I wyspać się wreszcie, ale to akurat dopiero w wolną niedzielę...
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 21.14 km (0.50 km teren)
01:02 h 20.46 km/h
Maks. pr.:38.39 km/h
Temperatura:

Guzik z pętelką :)

Czwartek, 14 października 2010 · dodano: 14.10.2010 | Komentarze 0

Słodkie nicnierobienie, very lajtowe kręcenie, popołudniowe czasumilaczenie, po-dżobowe nóg docieplenie, genialne duszy rozleniwienie itedeitepe w tym samym klimacie...a wszystko to razem wzięte na niedługo przed wieczornym multisportowym wyciskaniem potu :)
Kategoria Puma (...25)