avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1265.11 km (w terenie 54.50 km; 4.31%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Maksymalna prędkość:58.50 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:50.60 km
Więcej statystyk
Skołowałam 127.14 km (1.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:58.50 km/h
Temperatura:19.0

Babole turystyczne - day 2

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 0

Dzień drugi wyszedł nam przydługi a na dodatek zaczął się i zakończył deszczem. W tak zwanym pomiędzy też nas nieźle zlało :)

Pakowanie manatków bardzo sprawne, na czas co do minuty :D
W Żarkach pierwszy szybki postój, bo kompleks stodół miał być zabytkowy:

stodoły © KOCURIADA

Stodoły numerowane © KOCURIADA


Mogłabym sobie w tym miejscu po polsku ponarzekać na stan owych zabytków, na bezmyślne wykładanie frontowego placu tudzież parkingu kostką polbruku, na systemową niemoc…nie ponarzekam – przemilczę.

I w milczeniu dojadę do pierwszego napotkanego tego dnia zamku. Proszę, w rękach prywatnych, więc się pięknie trzyma, nawet drewniany kibelek odrestaurowany…ale tego babsztyla, który nas odesłał na parking znajdujący się od drugiej strony to bym normalnie jak cie-panie-boszeee-kocham ucałowała za dołożenie nam kilometrów :D

Zamek - Bobolice © KOCURIADA

Bobolice bliżej © KOCURIADA


A dokładania kilometrów tośmy miały tego dnia co niemiara. Po kolejnym zamku, a właściwie ruinach (niechciałby tego jakiś senator/biznesmen/szlachcic z pradziada kupić???)…

Mirów - ruiny zamku © KOCURIADA


…dziwnym trafem wjechałyśmy do Zawiercia, a przecież każdy sakwowy wyprawowicz wie, że Zawiercie jest niefajne, tak samo niefajne jak wszystkie inne większe miasta czatujące na nasze zagubienie orientacyjne.

Tjaaaa, no nie było zmiłuj, zapytałyśmy autochtona o drogę, przez co miałyśmy przyspieszony kurs zapamiętywania długich ciągów obrazkowych (30 minut w plecy!): „drogie panie, panie są w Zawierciu, w Blanowicach a nie w Żerkowicach, ale ja to panio wszystko tak wzrokowo dokładnie wytłomaczę, mają panie dobrą pamięć? Bo to jest tak…tutaj no pod górkę, hehe, ciężko trochę, prosto, do rondka a na rondku też prosto, prosto nie w prawo, potem po prawej będzie mias-to, po lewej łąki-sro, potem na wprost takie bloczki, ładne takie, 3 piętrowe a przed bloczkami ostry zakręt, to nie prosto w bloczki tylko zakręt, potem w lewo, potem w prawo a może odwrotnie, Kościółek po drodze, i źródełko, ujście jakieś czegoś, bo skąd w ogóle panie są? A to tej rzeczki zaczątek tuż przy kościółku, potem światła, jedyne światła w miejscowości ino trudno do nich trafić, hehe, a na światłach…”

No nie spamiętałyśmy, ale jakoś się kurna dojechało do zamku w Ogrodzieńcu aczkolwiek nie suchą stopą – co było do przewidzenia na mocy naszych dotychczasowych doświadczeń :D

W okolicach Zawiercia © KOCURIADA


W Ogrodzieńcu zostałyśmy księżniczkami uwięzionymi na ponad godzinę – lało jak chciało, żadne odgrażanie chmurom nie pomogło. Do frytek powinnam se jointa przyjarać, może by mi się humor poprawił :)

Nie tylko buty, czas nam także przeciekał…

Foty Ogrodzieńca nie będzie. Oczywiście ustrzeliłam, ale jak się później okazało na każdym zdjęciu na pierwszym tle raczy mnie uśmiechem wieloryb w szkarłatnej bluzeczce – czy ta argumentacja wystarcza?

Będzie za to dokumentacja rabsztyńska (kto wydał pozwolenie na tę makabryłę u podnóża zamku?):

Rabsztyn © KOCURIADA


Oh, jakżesz nam się dobrze kluczyło przez Klucze do samiutkiego Olkusza, w którym prawie opuściła ciało moja dusza – poezja

Kurfy dżebane strażackie mnie prawie przejechały, wybawcy społeczeństwa w dupję ego mać – proza

Tak więc, po tak doniosłym wydarzeniu, jechałam na podwyższonej adrenalinie do samego Ojcowa. Od Sułoszowej kilkanaście kilometrów z górki na pazurki…
Zaczęło popadywać, ale co tam, tniemy w dół, niedużo zostało, rzucam tekst autouwielbieńczy:
„Zombiaczku! Jestem zajebista! Już 117 na liczniku, ale fajnie traskę wymyśliłam, bo na koniec dnia z górki. Jak to dobrze, że nie jedziemy w przeciwnym kierunku, co nie?”

Zdążyłam zawyrokować, ZONK!

Zamiast tabliczki Ojców, wita nas tabliczka Skała.

No to skała się posrała a my razem z nią :)

Okazało się jednak, że za tabliczką „Skała” jest jednak znak „Ojców” a nawet właściwie odbicie na tenże.

To jeszcze nie koniec przygód.

W poszukiwaniu kwatery przejechałyśmy całą miejscowość, prawie wyjechałyśmy w jakieś haszcze, nie było nic. Powód?

Kretynki nie popaciały w górę :)

Kwatera była na wysokościach, choć doprawdy nie był to piedestał. No z przykrością stwierdzam, że nie zasługiwała na bicie przed nią pokłonów. Co najwyżej na bicie piany za całkiem przygłupi pomysł „co by sobie panie tu rowerki przypięły” – na dworze, w zardzewiałym stojaku, który by pięcioletnie dziecko zajumało z wszystkimi „przyległościami”.

Nozdrza mi się momentalnie rozszerzyły :D
Nieważne że sklep zlikwidowali i najbliższy jest w Skale, nic to, że zrobiłam 127 km, nawet spanie na poddaszu ze skosem i szafa, która się okazała bieliźniarką mnie tak nie wpieniło jak wizja Ziutka samotnie stojącego całą noc na deszczu.
Nie ma to tamto, wyłuszczam temat, przypominam o umowie telefonicznej (ta rozmowa powinna być nagrana jako dowód w sprawie!), kręcę noskiem, negocjuję, wkurwiam się.

I dupa, skończyło się na kiepsko przespanej nocy, bo Ziutka z Feziem ostatecznie zamknięto na balkonie, do którego prowadził niski blaszany daszek (blaszany, na szczęście).

A wieczorem? Wieczorem Ilonka postanowiła zabawić się w jaskiniowca, więc poszła po skałkach pobiegać, a ja usiłowałam rozgryźć zagadkę przestrzelonych Żerkowic. I chyba wiem gdzie to się stało, z naciskiem na "chyba" ;)

Żarki Letnisko-Żarki-Niegowa-Ogorzelnik-Bobolice-Mirów-Kotowice-Włodowice-Morsko-Skarżyce-Blanowice-Kromołów-Karlin-Kiełkowice-Ogrodzieniec-Klucze-Jaroszowiec-Pazurek-Rabsztyn-Olkusz-Kosmolów-Sułoszowa-Ojców

Skołowałam 92.52 km (1.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:17.0

Babole turystyczne - day 1

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 0

Nic na to nie poradzisz, że Kocuriada wciela swoje plany w życie – nawet te najbardziej beznadziejne, nawet kiedy ma gorączkę, bez względu na warunki pogodowe, kompletnie nie zaprzątając sobie myśli funduszami…bo plan to rzecz święta, a że przyszły BC święta, to świętować trza!

„Poświętuchowała” więc sobie w towarzystwie Jelonka, któren to Jelonek ostatecznie zdecydował się porzucić darowanego konia bez zaglądania w zęby (Konę) na rzecz ciężkiego byka (Fezzari) brata swego jedynego.

Zrobiły pocieszne 400 kilometrów rozciągnięte pomiędzy Częstochową, Krakowem a Kielcami :)

Inauguracyjnie pojechały obie w kierunku Koluszek, gdzie czekał na nie ciapong. Czekał, podstawion był, lecz chyba nikt nie wiedział gdzie, a z pewnością nie panienka z okienka (przesadziłam – to była kobita w sile wieku), która na zgrabnie zadane pytanie była odrzekła, iże ciapong a i owszem będzie, ale gdzie on będzie podstawion, to tylko dyżurny ciaponga raczy wiedzieć. No stanie tam, gdzie będzie chciał – ten ciapong posłuszny dyżurnemu, rzecz jasna.

Jest super, pomyślała K., nieco zmachana niechcianą (przez męża narzucaną) tempówką „dociapongową”. Najważniejsze, że słonko świeci i nic z nieba nie leci, a na dodatek świąteczne menele leżą pod dworcem – wszechświat w dobrej formie jest.

No to na pohybel! © KOCURIADA


Czas oczekiwania upływał w rytmie milisekundowym, sekundowym, minutowym a siodełko Ziutka jak było źle ustawione tak pozostało na 4 kolejne dni (i dłużej, ale to dłużej nie było zmartwieniem Kocuriady).

ON wreszcie podjechał. Rowery wniesione i one też wsiadły, zady dostojnie rozsiadły w oczekiwaniu na przygód dalszy ciąg = ot, do peregrynacji tej miały wielgaśny pociąg.

Azaliż pięknie było do czasu aż narobiły sporo hałasu, bo za oknem jednak deszcz!
Na stacji wysiadkowej tak jakby ciutkę się wykropiło, będzie się jechać więc bardzo miło.

Ups, procesje, ekscesje i całe to okołokatolicko-ochotniczo-pożarniczo-odpustowe ble…

A potem narratorowi odechciało się grubo ciosanej finezji, z rynsztoka poezji oraz gęstych rymów częstochowskich. Narrator jest zmęczony, aktualnie przebywa na zwolnieniu lekarskim (ciekawe czemu? ;P). Ponadto będzie się streszczał wyłapując tylko najważniejsze impresje – te, które nawet za 50 lat ułożą w jego przytępiałym mózgu spójny obrazek jakże barwnej wyprawki. Narrator zaczyna pisać przede wszystkim dla siebie.

Zatem – już przy pierwszym podejściu „orientacyjnym” uświadomiłam sobie, że bycie przewodnikiem wycieczki to jednak nie przelewki. Muszę trzymać pewien poziom a jeszcze lepiej jakbym pion trzymała. Ba, poziom z pionem powinny być w zgodzie! :P

Do Mstowa płasko, wiejsko, po drogach usłanych kwieciem oraz kotami. Prawdziwie Kocie Ciało.

W Mstowie przystanek pod sklepem Lewiatan, w akcie zemsty za „kurestwo” zawartość mojej kolawki ląduje na jelonkowej piersi odzianej w jedną jedyną kurtkę wyprawą – szczęście, że w kolorze czarnym. Brązowe na czarnym prawie niewidoczne ;)

Od Mstowa startujemy w hopki, na razie łagodnie falujące, miłe oczom, nienachalne nóżkom.

Zaczynamy podjazdy © KOCURIADA


Do Olsztyna fantastycznie, robimy sobie zmiany, choć częściej ja jadę z przodka, albowiem w przeciwnym razie nic a nic nie zrozumiałabym z potoku słów wlewanego do moich zawatowanych małżowin.

W Olsztynie o kurde pierwszy zamek, na poniższej fotce widziany w wyjątkowy sposób, czyli od tylca. No takeśmy niestandardowe, hehe
A prawda taka, że chciałyśmy go objechać, ale nam się w połowie odechciało.

Olsztyński zamek widziany od tyłu © KOCURIADA


Poza tym niebo straszyło ciemnymi chmurami.

Po podjeździe w Biskupicach (pierwsze zmaganie powyżej-plichtowskie) nabrałyśmy pewności, że prędzej czy później wjedziemy w te ciemne kłęby. Szybka decyzja, skracamy trasę na ile to możliwe i pocinamy prosto na Żarki Letnisko, gdzie zamówiłam kwaterę. Udało się urwać 8 kilometrów, ale nie zdążyłyśmy (co było oczywiście do przewidzenia, ale że człowiek lubi się łudzić do ostatniego momentu, tośmy się łudziły obie, choć żadna nie chciała się do tego przyznać ;))

I tak, końcówkę trasy, jakieś 15 kaemów, pokonałyśmy w cudnej burzy z piorunami. Dwukrotnie pierdutnęło tak blisko, żeśmy prawie z rowerów pospadały. Ilość przyjętej deszczówki prawie przekraczała granice moich możliwości całkiem przy tym zamazując obraz świata. Każde przekręcenie korbą wywoływało w butach oceaniczny sztorm…

Na mecie prawie popuściłam ze szczęścia, że udało nam się znaleźć właściwy adres (no ileż można krążyć po miejscowości? Gdzie ten kościół? Gdzie ten dom?).
Okazało się, że mamy do dyspozycji całe piętro tylko dla siebie. Kuchnia była, gary były, nawet makaron w kuchni był a herbaty brak…Gospodyni przemiła, bo spełniła nasze zachcianki w 300 procentach przynosząc i herbatę i cukier i „kytrynkę”- gratis.

Wieczór przefajny, z buczeniem suszarki w tle.

A, i przekonałam się z nienacka, że nie tylko murzyni w reklamach dzwonią z tabletów do rodziny :D

N-Wiączyń-Eufeminów-Gałkówek Kolonia-Przanówka-PKP Koluszki
{ciapong}
Widzów-Zawada-Konary-Pacierzów-Karczewice-Skrzydłów-Wancerzów-Mstów-Małusy Małe-Brzyszów-Olsztyn-Biskupice-Biskupice Nowe-Przybynów-Masłońskie-Żarki Letnisko


Skołowałam 55.94 km (9.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:42.66 km/h
Temperatura:20.0

Trekiem do Mamy

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 1

Z okazji Dnia Mamy rundka ze zniczem na Szczecińską - dziewiąty rok tak mija…
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 22.03 km (0.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:43.87 km/h
Temperatura:15.0

Z Ilo na Grabinkę

Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 0

Z różnych powodów tak nam wyszło - ja na dawidowym Treku, Ilonka zaś na mojej Konie :)
Było zimno, pochmurno i bardzo wietrznie, ale popracowałyśmy sobie nad mapą Polski w Grabince and everything seems fine fine fine…
Jakżesz ja się cieszę! :)
Poza tym jestem z siebie dumna, w końcu ustrzeliłam mokradełko, które mijam kilkanaście razy w ciągu tygodnia i oczywiście za każdym mam zamiar je sfocić, tyle tylko, że przypominam sobie o tym jakieś 5 kilometrów za szuwarami:
Mokradełko © KOCURIADA
Kategoria Puma (...25)


Skołowałam 32.80 km (4.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:11.0

Magdalenka

Piątek, 24 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 0

Luźny wieczorny trip na osiedle tramwajarzy, gdzie czekała na mnie Magdalenka.
Co tu dużo mówić, niby tylko 12 km a dotarłam do celu w połowie przemoczona – od pasa w górę, bo dół na szczęście skutecznie chroniły spodnie narciarskie (sic!) ;P
U Magdy tradycyjne ploteczki, od Pani Babci usłyszałam, że „ta dziewczyna to się w ogóle nie zmienia” (pół-hit! ;P) oraz „to bardzo niedobrze, że wyszłaś za mąż, powinnaś się spotykać z wieloma chłopakami” (total hit – taka teza u 80-latki!!! :P) A na koniec wieczoru siostry skutecznie postraszyły mnie lochą, która paraduje z młodymi wzdłuż ulicy Wycieczkowej…ależ miałam mocne nocne przyspieszenie!
No takie to moje przyspieszenie było, że się za łeb złapałam widząc na liczniku średnią poniżej 20, buahahahaha
Uwielbiam jak mi noc zmienia poczucie prędkości, OSZUKISTKA jedna!
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 31.28 km (2.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:46.07 km/h
Temperatura:20.0

Przymiarka

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 0

Pierwszy raz od dawien dawna Ekscelencją Ziutencją.
Krótkie przypomnienie jak toto prowadzić, ponieważ taki już mam urok osobisty, iż w każdej chwili może mnie napaść chętka na jakiego dalszego sakwowego krętka...
Sprawdziłam i... było dziwnie jakoś ;P
Wreszcie Jakub jest lżejszy o cały kilogram od Ziutka!
:)))))))))))))))))
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 23.33 km (0.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:38.39 km/h
Temperatura:22.0

Home-job-home

Wtorek, 21 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 0

Leniwie w burzowym okienku:

Się kłębi tam w głebi a ja jadę se, ole! © KOCURIADA


Rankiem rześko, a po południu duszno , czyli odwrotnie niż wczoraj, aczkolwiek swoje skromne zdanie o debilach podtrzymuję :)
Kategoria Puma (...25)


Skołowałam 23.37 km (0.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:24.0

„Bezmózgi są wśród nas” - trip pracowy

Poniedziałek, 20 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 0

Nie jest to myśl ani zaskakująca ani wielce odkrywcza, ale lubię o niej od czasu do czasu zapomnieć. Dziś się jednak nie udało, a skoro tak, to ja na to „srak-jak-ptak-na-dżentelmeński-frak”:D
Czy tak trudno uwierzyć w to, że nie muszę mieć ochoty taplać się w błocie spływającym jezdnią po porządnym oberwaniu chmury? I czy ciężko jest ogarnąć ptasim móżdżkiem, że nie czerpię perwersyjnej radości z jazdy środkiem pasa, nie – nie jestem pijana, nie – nie robię nikomu na złość, nie – nie przyćpałam, tylko zwyczajnie omijam te wszystkie jebane ubytki polsko-chińskiego asfaltu mogące spokojnie konkurować z Rowem Mariańskim? Czy trudno jest zapamiętać, że tak w ogóle to mam do tego prawo?
I czy kurwa naprawdę aż tak trudno o chwilkę empatycznego namysłu nad losem rowerzysty?
A na koniec apel/przestroga: proszę na mnie nie trąbić, bo się staję agresywna ;)
To tyle w temacie personal branding.
Kategoria Puma (...25)


Skołowałam 100.13 km (2.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:46.33 km/h
Temperatura:27.0

Zielone Nagawki

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 0

Małżeński lunch w skansenie w Nagawkach.
Wszystko było w należytym porządku – całościowo traska, wybiórczo menu (tylko Tyskie było a pfe, ale to przez naszą nieuwagę), prędkość (ta z wiatrem w plecy :P) oraz ilość słonecznych endorfin. Te ostatnie to mnię tju i uffdzie pieką tak, że..pan panie…ten tego…jedyny ratunek w zimnym jogurcie ;P
W stajni w Nagawkach:
Ślicznookie © KOCURIADA

Obiadeo:
Danie za 15 PLN © KOCURIADA

Karczma "U Zośki" © KOCURIADA

Krajobraz:
Ot, widoczek © KOCURIADA

N-Wiączyń-Eufeminów-Adamów-Gałkówek Parcela-Przanówka-Przanowice-Rochna-Tworzyjanki-Michałowice-Olsza-Mroga Dolna-Mroga Górna-Kołacinek-Nadolna-Kraszew-Kamień-Nagawki-Dmosin-Lubowidza-Wola Cyrusowa-Niesułków-Nowostawy Górne-Stryków-Bartolin-Skoszewy-Borchówka-Niecki-Kalonka-Dąbrówka-Wódka-Kopanka-Bukowiec-Grabina-N
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 43.18 km (5.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:37.90 km/h
Temperatura:24.0

W południe najpierw na północ

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 0

Wsiadłam na Konę, by mnie nie kusiło ;)
Nie dość, że męcząco (8m/s) i nie było się za kim schować to na dokładkę prawie przejechała kota! No nie wybaczyłabym sobie…
Widoczki jednak piękne - dobrze jest mieszkać po właściwiej stronie miasta :)
Pomiędzy chmurami © KOCURIADA

N-Grabina-Bukowiec-Borchówka-Dobieszków-Michałówek-Dobra-Zelgoszcz-Kiełmina-Klęk-Żółwiowa-Okólna-Wódka-Kopanka-Kalonka-Bukowiec-Grabina-N
Kategoria Triki (25...55)