avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1074.12 km (w terenie 73.00 km; 6.80%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Maksymalna prędkość:60.82 km/h
Suma podjazdów:6902 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:59.67 km
Więcej statystyk
Skołowałam 45.00 km (3.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:41.34 km/h
Temperatura:22.0

Trzynastego DPD

Czwartek, 13 czerwca 2013 · dodano: 13.06.2013 | Komentarze 2

DOM-POLE-DOM
Żadnych niechcianych przesyłek, tylko i wyłącznie piękna aura ;)

Jakubek z nowymi kołami (pierwsze uwiecznienie, hehe):
Znowu ten Zelgoszcz :) © KOCURIADA
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 42.24 km (1.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:37.16 km/h
Temperatura:20.0

Punkt zbiórki: pompa

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 12.06.2013 | Komentarze 0

Rowerowe łagiewnickie tu i ówdzie, pienia wszelakie, w tym te pod tytułem „wesołe jest życie staruszki”.
Spotkanie z Big Sister :)
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 35.79 km (0.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:36.02 km/h
Temperatura:21.0

Ksawerów płasko

Wtorek, 11 czerwca 2013 · dodano: 12.06.2013 | Komentarze 0

Wyciskanie ciśnienia z ogumienia plus mentalna siłka :)
W pracy praca ponad stan - zbieranie nadgodzin na konto kolejnej wyrypy.
Kategoria Triki (25...55)


Skołowałam 8.26 km (1.50 km teren)
h 0:00 km/h
Maks. pr.: km/h
Temperatura:19.0

Trening cardio-lungo

Poniedziałek, 10 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 0

Z przyczajki, ten jeden jedyny raz wpiszę sobie mój standardowy wieczorny trening biegowy, aby zerknać:
-czy i jak zmieni to obraz statystyk mych
-czy takie działanie rozszczepia bloga
-i czy mój wirtualny wszechświat przypadkiem nie wybuchnie :)

...bo do biegania to ja mam telefon z ędo mędo...
...więc obiecuję poprawę, od tej pory działania pro-ekologiczne i w ogóle aktywność tak bardzo pro, że hohoho...

ps. tylko po co z przyczajki skoro serwis oficjalnie pozwala?


Skołowałam 72.92 km (4.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:39.73 km/h
Temperatura:25.0

cieczka przed burzą

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Maczki zielonaczki © KOCURIADA

Pokazać Zombiaczkowi fajną traskę na Rogów :)
+ papu w restauracyjce pod arboretum
+ scysja z kierowcą skierniewickim
+ podziwianie okolicznych zamków ;P
Zamki tutejsze © KOCURIADA

+ prawie udana ucieczka przed burzą
+ czekanie aż przejdzie gradobicie: w miłym towarzystwie pod kiblem u pana Piotra w Bukowcu ;)
Gradobicie © KOCURIADA

+ powrót przez kałuże błota, które zniszczyły efekt darmowej myjki :)
N-Wiączyń-Eufeminów-Gałków Kolonia-Przanówka-Stare Koluszki-Rochna-Tworzyjanki-Michałów-Olsza-Rogów-Józefów-Kobylin-Kołacin-Koziołki-Marianów Kołacki-Grzmiąca-Janinów-Głogowiec-Borchówka-Bukowiec-Grabina-N
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 72.38 km (10.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:38.63 km/h
Temperatura:23.0

Normalnie, fajniacko jeloniacko

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Oszczędnie, albowiem po zwolnieniu lekarskim…tak trochę badawczo, testowo, niepewnie rzec można, w związku z czym z odpowiednią obstawą securitas w osobie Jelonki ;)

W PKWŁ napotkałyśmy szosowe ścigi, reszta terenu prawie pusta od pojazdów jednośladowych= niebywała anomalia biorąc pod uwagę dzisiejszą pogodę!

Sierżnia rozkopana © KOCURIADA

Kolawka w Strykowie © KOCURIADA


[tutaj długo długo nic poświęcone dyskusjom w stylu „eheś eheś, fajnie, no co ty!, naprawdę? suuuper” :D]

Wieńcząc dzisiejsze przygody spontanicznie uderzyłyśmy na Górkę Rogowską, z której miał się rozciągać widok na całe miasto (tak gdzieś czytałam, tak od kogoś zasłyszałam…).

Cóż…coś tam widać było, ale od tego wypatrywania rozciągała mi się guma od majtek, więc dosłownie i w przenośni olałyśmy to nasze łódzkie nieudane Tibidabo-Śmieciodabo ;)

Punkt widokowy © KOCURIADA


Za to podjazd i zjazd prima sort, więc w ostatecznym rozrachunku wpisuję to miejsce na listę treningową pod punktem: strachy na lachy przed piachem na zjeździe

N-Grabina-Bukowiec-Niecki-Borchówka-Boginia-Głogowiec-Sierżnia-Anielin-Cesarka-Stryków-Smolice- Swędów-Kiełmina-Klęk-Serwituty-Łagiewniki-Górka Rogowska-Łukaszewska-Marmurowa -Beskidzka-Kopanka-Kalonka-Bukowiec-Grabina-N

Ps. Niezmiernie lubię jak mąż rozpieszcza mnie sprzętem rowerowym miast toną brylantów spływających złotem ;)
Mam nowy licznik – białasek został dzisiaj rozprawiczony :D
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 95.73 km (1.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:46.74 km/h
Temperatura:20.0

Babole turystyczne - day 4

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Co dobrego dnia czwartego?

Ano prawie wszystko, więc opis skonkstruuję minimalistyczny – zawsze to łatwiej narzekać niż chwalić. Czynność wielbienia wydaje się taka nuuudna, czyż nie? ;)

No więc.

W przeciwieństwie do prognoz pogodowych żadnej kropli deszczu, co odczuwałam jakby grzało słońce gorące!

Powrót do domu © KOCURIADA


Trasa dzięki temu do podziwiania, no może akurat nie ten konkretny asfalcik:

To sie nie pojedzie © KOCURIADA


Ten nas zmusił do wspinania się na nasyp kolejowy i przedzierania przez haszcze w czym jesteśmy dobrze doświadczone ;)

Przez większość trasy można było spokojnie poplotkować, pogadać o przyszłych możliwych wyzwaniach…no po prostu nacieszyć się chwilą obecną.

W Chęcinach, po wspinaczce od strony Korzecka, okazało się, że główny rynek jest całkiem rozkopany. Cóż, nie ma gdzie usiąść, nie ma gdzie zjeść, więc ostatecznie wylądowałyśmy pod Biedronką. Miałam nieodparte wrażenie, że z połową okolicznej ludności. Nic dziwnego, jest niedziela, więc schemat działania jest jasny: kościół – zakupy okołoobiadowe – zapijanie życia.
Tośmy też zapiły, a co! I jeszcze zagryzły do tego zapijania :)

Chęci na Chęciny © KOCURIADA


Za Chęcinami naprawdę zaczął się zjazd, łagodny lecz wyczuwalnie sprzyjający naszym nieco podmęczonym nogom i znowu ładne tereny, lasy, wsie, łąki, lasy, wsie (do jednej z nich wjeżdżałyśmy ze 4 razy, takie mamy w Polsce ładne i dokładne oznaczenia ;P)…

Ryneczek małogoski © KOCURIADA


Na koniec przygód jeszcze tylko psychopatka dziewięćdzięciolatka, której musiałam dosłownie wyrwać kierownicę z rąk (oł dżi, jaka ona silna była!), bo inaczej nie dojechałabym do Włoszczowej, skąd miałyśmy umówiony transport.

A we Włoszczowej byłyśmy wcześniej niż plan zakładał, więc nie pozostało nam nic innego jak zafundować sobie relaks w parku zgodnie przy tym stwierdzając, że „it was hard, it was fun and we like it very much”

And there will be more, for sure :)

ps. i że jednak jestem chora, haha

Skowronno Górne-Kije-Włoszczowice-Sobków-Łukowa-Wolica-Tokarnia-Korzecko-Chęciny-Małogoszcz-Ludwinów-Kozłów-Ludynia-Ostrów-Włoszczowa
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 93.55 km (1.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:60.82 km/h
Temperatura:16.0

Babole turystyczne - day 3

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Oj, dzień trzeci niech nam jak najszybciej zleci :)

Na śniadanie zmuszone byłyśmy czekać do godziny 9:00 – to znaczy ja czekałam, ponieważ współtowarzyszka niedoli jest prawie na odżywianiu pranicznym :)

Czekałam także na samą współtowarzyszkę (matka rodzicielka się chyba we mnie odezwała), która z samego rańca, o jakiejś koszmarnie nieludzkiej porze postanowiła uderzyć w ojcowskie skałki. Mnie samą nie było na to stać ;)

Czekanie na śniadanie © KOCURIADA


A kiedy już się skończyło to moje uciążliwie samotne czekanie na smażone jajca zaczęłyśmy czekać wspólnie – na lepszą pogodę.

Padało, mniej lub bardziej (gwoli ścisłości raczej bardziej) przez caluuuutki dzień.

I tak dzień zamiast się skracać, to się nam wydłużał. Postoje, czekanie, przebieranie…aż nie było się w co przebierać :)

Zmiana trasy niewiele pomogła, urwałam raptem 2 kilometry.

Poza tym przednia przerzutka zaczęła całkiem odmawiać posłuszeństwa - o ile byłam świadoma, że ruszam bez najmniejszego trybu o tyle na podjeździe pod Brusem boleśnie uświadomiłam sobie, że działa li tylko blat i se mogę do usranej śmierci wachlować dyndzlem bez najmniejszego efektu…

Kilometry mijały i mimo proroczych wizji męża („łeee, od Skały to będziecie miały z górki, tylko na wjeździe do Pińczowa czeka Was upierdliwy podjazd”) teren ni kuty się nie wypłaszczał, bo zamiast ciąć dolinką, tośmy na moje polecenie skosiły teren, żeby skrócić dystans, który, o czym wspominałam, skrócił się tyle co paznokieć u palucha mej lewej nogi przy cotygodniowym pedicure.

No co powiem to powiem, ale takich interwałów to ja jeszcze w życiu z siebie nie wyciskałam, ani na Litwie ani pod Giżyckiem ani nawet w KK! :D

A jakie cudne zjazdy były? W strumieniu deszczu, pulsacyjnie hamując, z całkiem zaparowanymi i ubłoconymi szkłami (widoczność 1 procent)…aż strach pomyśleć jakie byśmy tam vmaxy wykręciły w sprzyjających okolicznościach.

I co z tego wszystkiego?

I kto liznął w swym życiu lingua latina, ten by się jak koń uśmiał i jak kot pochorował, gdyby napotkał takie oto coś, czyli pakownię orzeszków o jakże pięknie wkierwiającej nazwie:

Felix, felix, felix © KOCURIADA


Jasne, „don’t worry, be felix”. Może na wyjeździe all inclusive, może jakbym dupę moczyła w basenie, jakby mi odziany li tylko w girlandy kwiatów azjata drinka do rączki podawał, to by zadziałało. A tak – przewodnie hasło dnia było bardziej dosadne, cytuję:

„Trzymajmy się ramy, to się nie posramy”
No.

Ponadto zdjęć z dnia trzeciego właściwie nie będzie.
Po pierwsze – padało, a smartfołn mój nie jest łoterpruf, po drugie to ten smartfołn ma zjechaną bateryję, a po trzecie to moje dodatkowe zabezpieczenie, czyli cyfrówka pożyczona od tatusia była (tutaj znowu wyliczenia):
1. Przedpotopowo ciężka i niewygodna w obsłudze
2. z pewnością nie łoterproof
3. posiadała przedpotopową kartę o pojemności kurzego móżdżku
4. i baterie na nieustającym wyczerpaniu (nic to, że dostałam ich całą torebkę, każda jedna padała po 30 sekundach, za co serdecznie tatusiowi dziękuję)

Podjazd podjazdem, mży a trzeba dalej jechać © KOCURIADA


W Pińczowie, do którego ostatecznie zjeżdzałyśmy a nie podjeżdżałyśmy (jest światełko w tunelu), moje marzenia były proste jak konstrukcja cepa – dojechać na ciepłą kwaterę, co po małym zamieszaniu w końcu się udało, HURAAAAA

Miejsce noclegu cudne było i gospodarze naprawdę fantastyczni! Obiad&śniadanie na wielkim wypasie, kawa/herbata/cukier/mleko cały czas gratis a na dodatek całe piętro specjalnie dla nas nagrzane do granic wytrzymałości, dzięki czemu udało nam się wysuszyć 90 procent rzeczy wyciągniętych z całkiem przemoczonych sakw.
Tak, to nie jest kiepski żart, ja też miałam w obu jeziora, co tylko potwierdza, że
-producenci nie wyprodukowali jeszcze sakw prawdziwie nieprzemakalnych
-miałyśmy naprawdę trudne warunki pogodowe
-nie jesteśmy miękkie dupy, tylko co najwyżej przemoczone :D

Taki to był Dzień Dziecka :)

Ojców-Skała-Ratajów-Niedźwiedź-Brus-Waganowice-Czechy-Muniaczkowice-Błogocice-Radziemice-Gruszów-Pałecznica-Skalbmierz-Drożejowice-Kujawki-Dzierżązna-Kozubów-Młodzawy Duże-Skrzypiów-Pińczów-Skowronno Dolne-Skowronno Górne
Kategoria Yogus (55...)