avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Yogus (55...)

Dystans całkowity:16348.74 km (w terenie 1591.00 km; 9.73%)
Czas w ruchu:223:40
Średnia prędkość:22.09 km/h
Maksymalna prędkość:68.42 km/h
Suma podjazdów:56123 m
Suma kalorii:274 kcal
Liczba aktywności:192
Średnio na aktywność:85.15 km i 3h 55m
Więcej statystyk
Skołowałam 66.17 km (3.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:41.88 km/h
Temperatura:25.0

Besiekierz

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 20.06.2013 | Komentarze 0

Przez Białą na Besiekierz i Zagłobę, a powrót przez Ciołka, Stryków i Bartolin.
Bosko leżeć sobie w trawce:
Trawka - Stryków © KOCURIADA

i podjadać w niej, hej hej…
Taka to była babska niedziela.
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 60.05 km (6.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:40.67 km/h
Temperatura:24.0

4 łapy, rower piąty

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 15.06.2013 | Komentarze 0

Miał być odbiór Ilonki z Marmurowej, lecz dzięki uprzejmości Kasi skończyło się na porzuceniu Jakubka między boksami i wspólnym hasaniu z owczarkowatymi staruszkami po łąkach – 4 łapy x 4 wyprowadzone, 1 smycz zerwana, ilości kupo-sików nie liczę :)
A potem obiadek w miejscowości Rochna z pełnym zachowaniem tradycji - ja się posilałam, Siostra zaś patrzyła na to z wielką dezaprobatą = Bojowniczka Antyknedlowa!
Na finiszu festyn OSP we wsi – były obwarzany, był i puzon i chór i wyroby garncarskie też były. No było wszystko oprócz golonki, Maxa "Golonki", hehe
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 72.92 km (4.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:39.73 km/h
Temperatura:25.0

cieczka przed burzą

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Maczki zielonaczki © KOCURIADA

Pokazać Zombiaczkowi fajną traskę na Rogów :)
+ papu w restauracyjce pod arboretum
+ scysja z kierowcą skierniewickim
+ podziwianie okolicznych zamków ;P
Zamki tutejsze © KOCURIADA

+ prawie udana ucieczka przed burzą
+ czekanie aż przejdzie gradobicie: w miłym towarzystwie pod kiblem u pana Piotra w Bukowcu ;)
Gradobicie © KOCURIADA

+ powrót przez kałuże błota, które zniszczyły efekt darmowej myjki :)
N-Wiączyń-Eufeminów-Gałków Kolonia-Przanówka-Stare Koluszki-Rochna-Tworzyjanki-Michałów-Olsza-Rogów-Józefów-Kobylin-Kołacin-Koziołki-Marianów Kołacki-Grzmiąca-Janinów-Głogowiec-Borchówka-Bukowiec-Grabina-N
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 72.38 km (10.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:38.63 km/h
Temperatura:23.0

Normalnie, fajniacko jeloniacko

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Oszczędnie, albowiem po zwolnieniu lekarskim…tak trochę badawczo, testowo, niepewnie rzec można, w związku z czym z odpowiednią obstawą securitas w osobie Jelonki ;)

W PKWŁ napotkałyśmy szosowe ścigi, reszta terenu prawie pusta od pojazdów jednośladowych= niebywała anomalia biorąc pod uwagę dzisiejszą pogodę!

Sierżnia rozkopana © KOCURIADA

Kolawka w Strykowie © KOCURIADA


[tutaj długo długo nic poświęcone dyskusjom w stylu „eheś eheś, fajnie, no co ty!, naprawdę? suuuper” :D]

Wieńcząc dzisiejsze przygody spontanicznie uderzyłyśmy na Górkę Rogowską, z której miał się rozciągać widok na całe miasto (tak gdzieś czytałam, tak od kogoś zasłyszałam…).

Cóż…coś tam widać było, ale od tego wypatrywania rozciągała mi się guma od majtek, więc dosłownie i w przenośni olałyśmy to nasze łódzkie nieudane Tibidabo-Śmieciodabo ;)

Punkt widokowy © KOCURIADA


Za to podjazd i zjazd prima sort, więc w ostatecznym rozrachunku wpisuję to miejsce na listę treningową pod punktem: strachy na lachy przed piachem na zjeździe

N-Grabina-Bukowiec-Niecki-Borchówka-Boginia-Głogowiec-Sierżnia-Anielin-Cesarka-Stryków-Smolice- Swędów-Kiełmina-Klęk-Serwituty-Łagiewniki-Górka Rogowska-Łukaszewska-Marmurowa -Beskidzka-Kopanka-Kalonka-Bukowiec-Grabina-N

Ps. Niezmiernie lubię jak mąż rozpieszcza mnie sprzętem rowerowym miast toną brylantów spływających złotem ;)
Mam nowy licznik – białasek został dzisiaj rozprawiczony :D
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 95.73 km (1.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:46.74 km/h
Temperatura:20.0

Babole turystyczne - day 4

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Co dobrego dnia czwartego?

Ano prawie wszystko, więc opis skonkstruuję minimalistyczny – zawsze to łatwiej narzekać niż chwalić. Czynność wielbienia wydaje się taka nuuudna, czyż nie? ;)

No więc.

W przeciwieństwie do prognoz pogodowych żadnej kropli deszczu, co odczuwałam jakby grzało słońce gorące!

Powrót do domu © KOCURIADA


Trasa dzięki temu do podziwiania, no może akurat nie ten konkretny asfalcik:

To sie nie pojedzie © KOCURIADA


Ten nas zmusił do wspinania się na nasyp kolejowy i przedzierania przez haszcze w czym jesteśmy dobrze doświadczone ;)

Przez większość trasy można było spokojnie poplotkować, pogadać o przyszłych możliwych wyzwaniach…no po prostu nacieszyć się chwilą obecną.

W Chęcinach, po wspinaczce od strony Korzecka, okazało się, że główny rynek jest całkiem rozkopany. Cóż, nie ma gdzie usiąść, nie ma gdzie zjeść, więc ostatecznie wylądowałyśmy pod Biedronką. Miałam nieodparte wrażenie, że z połową okolicznej ludności. Nic dziwnego, jest niedziela, więc schemat działania jest jasny: kościół – zakupy okołoobiadowe – zapijanie życia.
Tośmy też zapiły, a co! I jeszcze zagryzły do tego zapijania :)

Chęci na Chęciny © KOCURIADA


Za Chęcinami naprawdę zaczął się zjazd, łagodny lecz wyczuwalnie sprzyjający naszym nieco podmęczonym nogom i znowu ładne tereny, lasy, wsie, łąki, lasy, wsie (do jednej z nich wjeżdżałyśmy ze 4 razy, takie mamy w Polsce ładne i dokładne oznaczenia ;P)…

Ryneczek małogoski © KOCURIADA


Na koniec przygód jeszcze tylko psychopatka dziewięćdzięciolatka, której musiałam dosłownie wyrwać kierownicę z rąk (oł dżi, jaka ona silna była!), bo inaczej nie dojechałabym do Włoszczowej, skąd miałyśmy umówiony transport.

A we Włoszczowej byłyśmy wcześniej niż plan zakładał, więc nie pozostało nam nic innego jak zafundować sobie relaks w parku zgodnie przy tym stwierdzając, że „it was hard, it was fun and we like it very much”

And there will be more, for sure :)

ps. i że jednak jestem chora, haha

Skowronno Górne-Kije-Włoszczowice-Sobków-Łukowa-Wolica-Tokarnia-Korzecko-Chęciny-Małogoszcz-Ludwinów-Kozłów-Ludynia-Ostrów-Włoszczowa
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 93.55 km (1.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:60.82 km/h
Temperatura:16.0

Babole turystyczne - day 3

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Oj, dzień trzeci niech nam jak najszybciej zleci :)

Na śniadanie zmuszone byłyśmy czekać do godziny 9:00 – to znaczy ja czekałam, ponieważ współtowarzyszka niedoli jest prawie na odżywianiu pranicznym :)

Czekałam także na samą współtowarzyszkę (matka rodzicielka się chyba we mnie odezwała), która z samego rańca, o jakiejś koszmarnie nieludzkiej porze postanowiła uderzyć w ojcowskie skałki. Mnie samą nie było na to stać ;)

Czekanie na śniadanie © KOCURIADA


A kiedy już się skończyło to moje uciążliwie samotne czekanie na smażone jajca zaczęłyśmy czekać wspólnie – na lepszą pogodę.

Padało, mniej lub bardziej (gwoli ścisłości raczej bardziej) przez caluuuutki dzień.

I tak dzień zamiast się skracać, to się nam wydłużał. Postoje, czekanie, przebieranie…aż nie było się w co przebierać :)

Zmiana trasy niewiele pomogła, urwałam raptem 2 kilometry.

Poza tym przednia przerzutka zaczęła całkiem odmawiać posłuszeństwa - o ile byłam świadoma, że ruszam bez najmniejszego trybu o tyle na podjeździe pod Brusem boleśnie uświadomiłam sobie, że działa li tylko blat i se mogę do usranej śmierci wachlować dyndzlem bez najmniejszego efektu…

Kilometry mijały i mimo proroczych wizji męża („łeee, od Skały to będziecie miały z górki, tylko na wjeździe do Pińczowa czeka Was upierdliwy podjazd”) teren ni kuty się nie wypłaszczał, bo zamiast ciąć dolinką, tośmy na moje polecenie skosiły teren, żeby skrócić dystans, który, o czym wspominałam, skrócił się tyle co paznokieć u palucha mej lewej nogi przy cotygodniowym pedicure.

No co powiem to powiem, ale takich interwałów to ja jeszcze w życiu z siebie nie wyciskałam, ani na Litwie ani pod Giżyckiem ani nawet w KK! :D

A jakie cudne zjazdy były? W strumieniu deszczu, pulsacyjnie hamując, z całkiem zaparowanymi i ubłoconymi szkłami (widoczność 1 procent)…aż strach pomyśleć jakie byśmy tam vmaxy wykręciły w sprzyjających okolicznościach.

I co z tego wszystkiego?

I kto liznął w swym życiu lingua latina, ten by się jak koń uśmiał i jak kot pochorował, gdyby napotkał takie oto coś, czyli pakownię orzeszków o jakże pięknie wkierwiającej nazwie:

Felix, felix, felix © KOCURIADA


Jasne, „don’t worry, be felix”. Może na wyjeździe all inclusive, może jakbym dupę moczyła w basenie, jakby mi odziany li tylko w girlandy kwiatów azjata drinka do rączki podawał, to by zadziałało. A tak – przewodnie hasło dnia było bardziej dosadne, cytuję:

„Trzymajmy się ramy, to się nie posramy”
No.

Ponadto zdjęć z dnia trzeciego właściwie nie będzie.
Po pierwsze – padało, a smartfołn mój nie jest łoterpruf, po drugie to ten smartfołn ma zjechaną bateryję, a po trzecie to moje dodatkowe zabezpieczenie, czyli cyfrówka pożyczona od tatusia była (tutaj znowu wyliczenia):
1. Przedpotopowo ciężka i niewygodna w obsłudze
2. z pewnością nie łoterproof
3. posiadała przedpotopową kartę o pojemności kurzego móżdżku
4. i baterie na nieustającym wyczerpaniu (nic to, że dostałam ich całą torebkę, każda jedna padała po 30 sekundach, za co serdecznie tatusiowi dziękuję)

Podjazd podjazdem, mży a trzeba dalej jechać © KOCURIADA


W Pińczowie, do którego ostatecznie zjeżdzałyśmy a nie podjeżdżałyśmy (jest światełko w tunelu), moje marzenia były proste jak konstrukcja cepa – dojechać na ciepłą kwaterę, co po małym zamieszaniu w końcu się udało, HURAAAAA

Miejsce noclegu cudne było i gospodarze naprawdę fantastyczni! Obiad&śniadanie na wielkim wypasie, kawa/herbata/cukier/mleko cały czas gratis a na dodatek całe piętro specjalnie dla nas nagrzane do granic wytrzymałości, dzięki czemu udało nam się wysuszyć 90 procent rzeczy wyciągniętych z całkiem przemoczonych sakw.
Tak, to nie jest kiepski żart, ja też miałam w obu jeziora, co tylko potwierdza, że
-producenci nie wyprodukowali jeszcze sakw prawdziwie nieprzemakalnych
-miałyśmy naprawdę trudne warunki pogodowe
-nie jesteśmy miękkie dupy, tylko co najwyżej przemoczone :D

Taki to był Dzień Dziecka :)

Ojców-Skała-Ratajów-Niedźwiedź-Brus-Waganowice-Czechy-Muniaczkowice-Błogocice-Radziemice-Gruszów-Pałecznica-Skalbmierz-Drożejowice-Kujawki-Dzierżązna-Kozubów-Młodzawy Duże-Skrzypiów-Pińczów-Skowronno Dolne-Skowronno Górne
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 127.14 km (1.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:58.50 km/h
Temperatura:19.0

Babole turystyczne - day 2

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 0

Dzień drugi wyszedł nam przydługi a na dodatek zaczął się i zakończył deszczem. W tak zwanym pomiędzy też nas nieźle zlało :)

Pakowanie manatków bardzo sprawne, na czas co do minuty :D
W Żarkach pierwszy szybki postój, bo kompleks stodół miał być zabytkowy:

stodoły © KOCURIADA

Stodoły numerowane © KOCURIADA


Mogłabym sobie w tym miejscu po polsku ponarzekać na stan owych zabytków, na bezmyślne wykładanie frontowego placu tudzież parkingu kostką polbruku, na systemową niemoc…nie ponarzekam – przemilczę.

I w milczeniu dojadę do pierwszego napotkanego tego dnia zamku. Proszę, w rękach prywatnych, więc się pięknie trzyma, nawet drewniany kibelek odrestaurowany…ale tego babsztyla, który nas odesłał na parking znajdujący się od drugiej strony to bym normalnie jak cie-panie-boszeee-kocham ucałowała za dołożenie nam kilometrów :D

Zamek - Bobolice © KOCURIADA

Bobolice bliżej © KOCURIADA


A dokładania kilometrów tośmy miały tego dnia co niemiara. Po kolejnym zamku, a właściwie ruinach (niechciałby tego jakiś senator/biznesmen/szlachcic z pradziada kupić???)…

Mirów - ruiny zamku © KOCURIADA


…dziwnym trafem wjechałyśmy do Zawiercia, a przecież każdy sakwowy wyprawowicz wie, że Zawiercie jest niefajne, tak samo niefajne jak wszystkie inne większe miasta czatujące na nasze zagubienie orientacyjne.

Tjaaaa, no nie było zmiłuj, zapytałyśmy autochtona o drogę, przez co miałyśmy przyspieszony kurs zapamiętywania długich ciągów obrazkowych (30 minut w plecy!): „drogie panie, panie są w Zawierciu, w Blanowicach a nie w Żerkowicach, ale ja to panio wszystko tak wzrokowo dokładnie wytłomaczę, mają panie dobrą pamięć? Bo to jest tak…tutaj no pod górkę, hehe, ciężko trochę, prosto, do rondka a na rondku też prosto, prosto nie w prawo, potem po prawej będzie mias-to, po lewej łąki-sro, potem na wprost takie bloczki, ładne takie, 3 piętrowe a przed bloczkami ostry zakręt, to nie prosto w bloczki tylko zakręt, potem w lewo, potem w prawo a może odwrotnie, Kościółek po drodze, i źródełko, ujście jakieś czegoś, bo skąd w ogóle panie są? A to tej rzeczki zaczątek tuż przy kościółku, potem światła, jedyne światła w miejscowości ino trudno do nich trafić, hehe, a na światłach…”

No nie spamiętałyśmy, ale jakoś się kurna dojechało do zamku w Ogrodzieńcu aczkolwiek nie suchą stopą – co było do przewidzenia na mocy naszych dotychczasowych doświadczeń :D

W okolicach Zawiercia © KOCURIADA


W Ogrodzieńcu zostałyśmy księżniczkami uwięzionymi na ponad godzinę – lało jak chciało, żadne odgrażanie chmurom nie pomogło. Do frytek powinnam se jointa przyjarać, może by mi się humor poprawił :)

Nie tylko buty, czas nam także przeciekał…

Foty Ogrodzieńca nie będzie. Oczywiście ustrzeliłam, ale jak się później okazało na każdym zdjęciu na pierwszym tle raczy mnie uśmiechem wieloryb w szkarłatnej bluzeczce – czy ta argumentacja wystarcza?

Będzie za to dokumentacja rabsztyńska (kto wydał pozwolenie na tę makabryłę u podnóża zamku?):

Rabsztyn © KOCURIADA


Oh, jakżesz nam się dobrze kluczyło przez Klucze do samiutkiego Olkusza, w którym prawie opuściła ciało moja dusza – poezja

Kurfy dżebane strażackie mnie prawie przejechały, wybawcy społeczeństwa w dupję ego mać – proza

Tak więc, po tak doniosłym wydarzeniu, jechałam na podwyższonej adrenalinie do samego Ojcowa. Od Sułoszowej kilkanaście kilometrów z górki na pazurki…
Zaczęło popadywać, ale co tam, tniemy w dół, niedużo zostało, rzucam tekst autouwielbieńczy:
„Zombiaczku! Jestem zajebista! Już 117 na liczniku, ale fajnie traskę wymyśliłam, bo na koniec dnia z górki. Jak to dobrze, że nie jedziemy w przeciwnym kierunku, co nie?”

Zdążyłam zawyrokować, ZONK!

Zamiast tabliczki Ojców, wita nas tabliczka Skała.

No to skała się posrała a my razem z nią :)

Okazało się jednak, że za tabliczką „Skała” jest jednak znak „Ojców” a nawet właściwie odbicie na tenże.

To jeszcze nie koniec przygód.

W poszukiwaniu kwatery przejechałyśmy całą miejscowość, prawie wyjechałyśmy w jakieś haszcze, nie było nic. Powód?

Kretynki nie popaciały w górę :)

Kwatera była na wysokościach, choć doprawdy nie był to piedestał. No z przykrością stwierdzam, że nie zasługiwała na bicie przed nią pokłonów. Co najwyżej na bicie piany za całkiem przygłupi pomysł „co by sobie panie tu rowerki przypięły” – na dworze, w zardzewiałym stojaku, który by pięcioletnie dziecko zajumało z wszystkimi „przyległościami”.

Nozdrza mi się momentalnie rozszerzyły :D
Nieważne że sklep zlikwidowali i najbliższy jest w Skale, nic to, że zrobiłam 127 km, nawet spanie na poddaszu ze skosem i szafa, która się okazała bieliźniarką mnie tak nie wpieniło jak wizja Ziutka samotnie stojącego całą noc na deszczu.
Nie ma to tamto, wyłuszczam temat, przypominam o umowie telefonicznej (ta rozmowa powinna być nagrana jako dowód w sprawie!), kręcę noskiem, negocjuję, wkurwiam się.

I dupa, skończyło się na kiepsko przespanej nocy, bo Ziutka z Feziem ostatecznie zamknięto na balkonie, do którego prowadził niski blaszany daszek (blaszany, na szczęście).

A wieczorem? Wieczorem Ilonka postanowiła zabawić się w jaskiniowca, więc poszła po skałkach pobiegać, a ja usiłowałam rozgryźć zagadkę przestrzelonych Żerkowic. I chyba wiem gdzie to się stało, z naciskiem na "chyba" ;)

Żarki Letnisko-Żarki-Niegowa-Ogorzelnik-Bobolice-Mirów-Kotowice-Włodowice-Morsko-Skarżyce-Blanowice-Kromołów-Karlin-Kiełkowice-Ogrodzieniec-Klucze-Jaroszowiec-Pazurek-Rabsztyn-Olkusz-Kosmolów-Sułoszowa-Ojców

Skołowałam 55.94 km (9.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:42.66 km/h
Temperatura:20.0

Trekiem do Mamy

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 1

Z okazji Dnia Mamy rundka ze zniczem na Szczecińską - dziewiąty rok tak mija…
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 100.13 km (2.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:46.33 km/h
Temperatura:27.0

Zielone Nagawki

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 0

Małżeński lunch w skansenie w Nagawkach.
Wszystko było w należytym porządku – całościowo traska, wybiórczo menu (tylko Tyskie było a pfe, ale to przez naszą nieuwagę), prędkość (ta z wiatrem w plecy :P) oraz ilość słonecznych endorfin. Te ostatnie to mnię tju i uffdzie pieką tak, że..pan panie…ten tego…jedyny ratunek w zimnym jogurcie ;P
W stajni w Nagawkach:
Ślicznookie © KOCURIADA

Obiadeo:
Danie za 15 PLN © KOCURIADA

Karczma "U Zośki" © KOCURIADA

Krajobraz:
Ot, widoczek © KOCURIADA

N-Wiączyń-Eufeminów-Adamów-Gałkówek Parcela-Przanówka-Przanowice-Rochna-Tworzyjanki-Michałowice-Olsza-Mroga Dolna-Mroga Górna-Kołacinek-Nadolna-Kraszew-Kamień-Nagawki-Dmosin-Lubowidza-Wola Cyrusowa-Niesułków-Nowostawy Górne-Stryków-Bartolin-Skoszewy-Borchówka-Niecki-Kalonka-Dąbrówka-Wódka-Kopanka-Bukowiec-Grabina-N
Kategoria Yogus (55...)


Skołowałam 76.99 km (5.50 km teren)
h km/h
Maks. pr.:43.05 km/h
Temperatura:25.0

Rochna obiadokolacyjnie

Piątek, 17 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 0

Do przybytku pracowego & nazad do N, gdzie nastąpił szybki zrzut ciężaru z pleców, a potem droga wolna, wiatr we włosach, brzuszek pusty, zatem na pierogi!
A jeśli na pierogi, to kierunek Rochna. Tamże „Fregata” - prawie pusta, cuuuudnie spokojnie póki się do mego piwka 2 starszawe damy na damkach nie dosiadły i nuże zaczęły dywagować na „właśnie te” i inne tematy…uszy więdły aż miło :)
I jakby było mało, to na ostatnich kilometrach żenujący podryw na nie-wiadomo-co, bo przeca z pewnością nie na rower – tjaaaa, to była prawdziwa wisienka na TORSIE tego dnia, hahaha
Morze Żółte © KOCURIADA

N-praca-N-Wiączyń-Eufeminów-Adamów-Gałkówek Parcela-Przanówka-Przanowice-Rochna-Bogdanka-Witkowice-Małczew-Paprotnia-Polik-Teodorów-Byszewy-Borchówka-Niecki-Bukowiec-Grabina-N
Kategoria Yogus (55...)