avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Skołowałam 0.00 km (0.00 km teren)
h km/h
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:

PUMA PUMINA NA KRÓTKIE DYSTANSE DZIEWCZYNA

Wtorek, 4 maja 2010 · dodano: 21.09.2010 | Komentarze 2

Puma - najmniejsza w naszym futrzanym stadku, najbardziej płochliwa, najbardziej przytulaśna i zdecydowanie najszybsza na krótkich przedpokojowych dystansach. Dziecię powypadkowe, znalezione przez nas w dniu Św. Mikołaja na środku jezdni. I to "bicie wystraszonego serduszka" rozbrajające do tego stopnia, że nie mieliśmy siły się jej pozbyć:

Puma © KOCURIADA


A teraz oddaję głos Puminie:
„Troszkę bojaźliwa jestem, ale mimo doświadczeń z przeszłości (a może właśnie przez nie) postanowiłam o sobie opowiedzieć. No więc...Ludzie są bardzo dziwni, tacy męcząco niezdecydowani, bo raz nazywają mnie Pjumką Fumką, kiedy indziej Malutką Heftynką, czasami Szczurzynką, a nawet Kostropatą Małpką, choć w dowodzie osobistym mam przecież wołami wpisane PUMA.
Jestem kocicą w wersji kieszonkowej, za to charakter mam wielki i czarny jak moje futerko, choć to tylko moje miałknięcie, albowiem wszyscy dookoła twierdzą, że jestem milutka i kochaniutka. A ja i tak wiem swoje - całkiem udany ze mnie Transformers :D No bo tak jest! Naprawdę do woli ustawiam chłopaków po kątach, a jak mi już zbrzydnie ta cała dzika gonitwa i głośna szarpanina, to szukam pierwszej lepszej ciepłej rzeczy, do której można przylgnąć i cichutko pospać. A śnią mi się zazwyczaj koszmary, więc budzę się z nich szybciutko i wyję wniebogłosy (oj, jak ja przednio wyję!), że czuję się samotna i NATENTYCHMIAST potrzebuję choć odrobiny czułości! I prędzej czy poźniej, ale zawsze ta pomoc skądś nadchodzi.
Zgadza się, jestem strachliwa i tak już pewnie zostanie do końca mych kocich dni, a wszystko przez moje wybitnie nieudane dzieciństwo (piwniczne, uliczne) i gdyby pewnego zimowego dnia nie zauważył mnie taki jeden Duży ze swoją Dużą, to pewnie żyłabym sobie już za Tęczowym Mostem. Ale jednak się zatrzymali, zdjęli z środka jezdni (a bałam się wtedy przekropnie! Serduszko biło mi jak szalone, bo nie dość, że nieomalże zostałam przez jakiegoś świra rozjechana, to się jeszcze przyczepiło do mnie takie paskudne kruczysko i na bank chciało mnie zadziobać) i zabrali do wielkiego blaszanego pudełka. Leżałam spokojniutko, do momentu aż ujrzałam białe kitle...i wtedy choduuuuu. Po całej lecznicy latałam jak poparzona, aż ktoś rzucił na mnie jakąś szmatę. Obejrzeli, obgadali i ostatecznie Moi Ludzie (bo bardzo szybko zaczęłam się tak do nich zwracać) przetransportowali do swojego domku, by poobserwować kiedy u mnie minie szok powypadkowy. Byłam taka zmęczona, że kilka dni spałam prawie non stop. Zatroskani przynosili mi regularnie piciu oraz papu, zaś w tle tych czynności zazwyczaj słyszałam jakby fukanie i groźne pomruki (to był Yogus).
Jak już ciutkę nabrałam sił, to zaczęłam spędzać więcej godzin na zielonym dresie Dużej. Ona poświecała mi masę swojego czasu, była taka dobra i taka cierpliwa, zwłaszcza kiedy fąfluniłam za doniczki lub kradłam jedzenie (raz to nawet porwałam wielki okrągły bochen pszennego, hehe). I kiedy wróciła do pracy, to bardzo to przeżywałam. Do tego stopnia, że posikiwałam kołdrę Dużej, by zrozumiała, że absolutnie nie akceptuję takiego stanu rzeczy. No ale ktoś musiał zarabiać na nasze kocie frykasy, zatem pręciutko przerzuciłam swoją atencję na Yogusa. Zauważyłam, że mogę się od niego wiele nauczyć, więc nieodstępowałam go nawet na odległość pazura. Stał się moją alfą i omegą! Pokazał do czego służy kuweta, dał instruktaż dokładnej toalety, no i w ogóle był taaakiiiii pięęęękny, że ho ho ho. A ja nosiłam w sobie tak przepastne pokłady wdzięczności, że nic, tylko mu dziękowałam i dziękowałam na wszelkie możliwe sposoby (czym doprowadzałam go chyba do kociokwiku...).
No więc, jakby to ująć, ja Jego kochałam każdym swoim wibryskiem, on mnie jakby troszkę mniej, ale dni i miesiące upływały nam po większej części bez kłótni. Tylko ta tęsknota za byciem kochaną doskwierała mi coraz bardziej...aż pewnego dnia pojawił się u nas Trikus. Fakt faktem, łajdak był z niego straszny, bo szlajał się po klatce schodowej prawie przez 2 tygodnie (oczywiście za tą białą puchatą Francą z trzeciego piętra, która nikomu nie mówi dzień dobry), ale przynajmniej był „niewybrakowany”, więc poczuliśmy do siebie miętkę już w progu drzwi ;P Na nasze nieszczęście Dużi zburzyli nasz sprytny plan utworzenia podstawowej komórki społecznej poprzez małe ciachu- ciach. A to pooperacyjne wdzianko to było tak cholernie niewygodne, że jak tylko mnie w nie opakowywali to padałam na boczek i beznadziejnie przewracałam ślepkami, że niby jestem umierająca. Nie dali się jednak nabrać na moje magiczne sztuczki i chcąc nie chcąc wysiedziałam w tych niemodnych łachach aż kilka dni! Uff, ten etap już za mną :D
A teraz? No cóż, żyjemy sobie w radosnej gromadce i tak jest nam wspaniale, że już chyba lepiej być nie może :D Z całych sił dbam o wszystkich moich podopiecznych, toteż wylizuję, masuję i udeptuję kilometry kwadratowe ciał. Jak trzeba obudzić Dużych do pracy, to potrafię pacnąć łapką w oczko, gryznąć po nadgarstach, a jak to nie działa, to rozpędzam się przez całe łóżko, sru w baźkę z baźki i od razu po kłopocie (i miseczka się szybko napełnia jedzonkiem :D).
Ups, taka niby bojaźliwa jestem, a tak się rozgadałam...no bardzo to kobiece...
To już więcej nie powiem, tylko pochwalę się swoim portfolio. Proszę uprzejmie:

No więc, zaraz po tym jak mnie uratowali wyglądałam jak tysiąc nieszczęść... © KOCURIADA


Po kilku dniach zaczęłam wychodzić z pudełka... © KOCURIADA


bo bardzo chciałam sprawdzić do czego służy wanna...i te wszystkie sznurki nad nią © KOCURIADA


ale najbardziej lubiłam siedzieć u Dużej na kolanach lub... © KOCURIADA


w innych ciepłych, przyjaznych mi miejscach... © KOCURIADA


Lubię kontrasty, więc porankami uwielbiałam pokimać w umywalce... © KOCURIADA


a wieczorami nieśmiało pakowałam się Dużym do łóżka... © KOCURIADA


Jak już całkiem zostałam wyleczona z wszelkiego robactwa... © KOCURIADA


Yoguz zaczął pozwalać, bym się do niego poprzytulała... © KOCURIADA


Bywały jednak trudniejsze dni, więc przenosiłam się na kaloryfer... © KOCURIADA


No i cały czas rosłam sobie, nabierałam ciała wśród miodnych peonii... © KOCURIADA


Nurkowałam zawzięcie przez całe lato w balkonowych doniczkach... © KOCURIADA


Aż stałam się kocią Pięknością słynną na całe podwórko. © KOCURIADA


I wtedy pojawił się On, ten nowy, świeżością pachnący... © KOCURIADA


...wpakowali mnie w taki kitelek, bo zbyt intensywnie nadawaliśmy na tych samych falach... © KOCURIADA


A tak w ogóle, to nieustannie dziwi mnie cały świat © KOCURIADA


i z tej właśnie przyczyny często można mnie spotkać w posągowej zadumie. © KOCURIADA


No i jak sądzicie? Bardzo brzydka jestem? ;p"


Komentarze
KOCURIADA
| 17:58 środa, 22 września 2010 | linkuj Moniko, nic tylko jeździć bajkiem po Polsce i zbierać takie cudeńka z asfaltu :) Gdyby nie ograniczona przestrzeń mego M pewnie miałabym już małe zoo :)
kosma100
| 19:37 wtorek, 21 września 2010 | linkuj Piękna... też będę mieć taką ślicznotkę... kiedyś :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!