avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Skołowałam 57.84 km (5.00 km teren)
02:30 h 23.14 km/h
Maks. pr.:43.05 km/h
Temperatura:15.0

Maraton MTB Syberia-Brzeziny, czyli wpis z cyklu: MnieTamnieByło :]

Niedziela, 29 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 4

Zawsze tak jest, bez wyjątku ;P
Jak już się na coś nastawię, a czas oczekiwania przedłuża się w nieskończoność, mój zniecierpliwiony umysł prześlizguje się po danej idei jak kocuriadowa paszcza po tabliczce mlecznej czekolady...a moje nadymane wyobrażenia rozbryzgują się w nicość jak bebechy przekłutej najeżki po rafie koralowej...
Mlask, trask i po sprawie. „Tako i tom razom”, ale nie uprzedzajmy faktów:

Obejrzałam poranny film z muchą na suficie w roli głównej...był na tyle zajmujący, że kończyny wygrzebałam spode kołdery w porze mocno po-śniadaniowej... resztką kalorii zdobyłam się na szybki skok do michy, potem oczywiście kuweta (a może odwrotnie? ;P) i wylizywanie futra...ciężko było się rozbudzić...
Po tym, jak moje kocie ruchy nabrały jako takiej gracji, czyli tempa, okazało się, że nałożenie soczewek przerasta intelektualne możliwości futrzaka (jak nigdy!)...dopiero za trzecim podejściem udało się umieścić je we właściwych otworach i w zadowalających pozycjach...ostatnia chwila na podjęcie wiążącej decyzji i...na pohybel! Zarzuciłam „łogun” na jakubkowego Scape’a...oj, jakżesz chciało się na dworze miauczeć z zimna!...miau miau miauuu...napędzałam łapkami co tylko było na podorędziu, aby się choć odrobinkę zagrzać...nawet mokra trawa mnie nie zrażała, co należy szczególnie docenić, albowiem nie znoszę obcować swoimi poduszkami z H2O!
Zanim dotelepałam się do Brzezin, byłam już upocona jak mysz polna...oraz głodna jak wadera! Ale za to całkiem dobrze roztrenowana ;) Tajemniczym zrządzeniem losu trafiłam do jeszcze otwartego biura zawodów, pod którym to namiotem mym oczom ukazał się ciąg „człowieków” groźnie wyglądających, bo wydepilowanych w tak zwane „od-do a nawet pod-powyżej”, do tego zadziornie reklamujących swe Korazteki, Szkody, Czuby, Krzesiwa, Marjedy oraz pomniejsze Ciulanty czy Ugory...był nawet jeden przypakowany Rabanne ze swoim kolarzykiem :P
W trakcie oglądania tych wszystkich cudownych „chwalipięt” (już nawet wiem, jaka marka będzie chwalić me pięty za kilka lat ;P), głuchy telefon zaszumiał wieścią, że start przesunięto o godzinę...

O co? O całą gAdzinę???? Jak dla mnie – miarka się przebrała...

Neuronowy wkierw na pe-er-el skorespondował we mnie z wkierwem bebechowym (albowiem od ponad godziny flaki tańcowały mi z pustoty twista), przez co machnęłam łapą na to całe zamieszanie i myknęłam celem zrobienia rundy przez Wolę Cyrusową do Niesułkowa...
W trakcie z angielska czynionej ewakuacji napatoczyłam się centralnie na Sandmana...Pogadanka, tłumaczenie, ściemnianie...zanim się obejrzałam, z powrotem pakowaliśmy się pod biuro adminów ;)

Czas przyspieszył, Michał co i rusz namawiał, ja stawiałam opór...i tak aż do startu ;)
Ruszyli do boju po prawie 2h obsuwy, a mnie dopadła od tego momentu prawdziwa zmora dobrego amora...Nieustannie leciały w moją stronę teksty typu:
-„A co to? Już po wszystkim?” (człowiek z megafonem)
-„A czemu nie na starcie? Z takim rowerem to wstyd” (kibice na szosach)
-„Taki szybki powrót...Pewnie guma?” (obsługa trasy)
-„Mamo, mamo oni już wracają!!!” (dzieciaki przy trasie)
A na ostatek hicior:
-„Ty, patrz, kobieta wygrywa!” (strażak przydrożny)

Ubawiłam się przednio, bo przecież jedynym moim zamiarem było pstryknięcie kilku fotek.
Zrobiłam nawet jedną sobie samej. Większość ludzi posiada w aparatach zoomy, a ja mam „odsooow”, dlatego się udało ;P
Autoportret uważam na udany. Poza tym wreszcie widać moją słynną kosmetyczkę, bez której nigdzie się nie ruszam (tą siekierą grożę niezdyscyplinowanym traktorom, ursusom i innym takim tam...). A tak w ogóle to prowadziłam z buta, bo było z górki, a to zawsze o wiele ciężej niż pod:

Kocuriadę poznaje się po niebieskim wdzianku © KOCURIADA

Sami widzicie, że nie było z czym wybierać się do ludzi, więc skoncentrowałam się na pożyteczniejszej pracy, jak na rolnika (rolniczkę?rolnicę?) przystało i cykałam zawodowców.

Zanim jednak gigantom zaczęły się hajcować espadryle, czyli:
Rozpęd przed wjazdem na Zośkę © KOCURIADA


ale najpierw w błocko w krzakach © KOCURIADA


Pobratymiec © KOCURIADA


Sandman © KOCURIADA


przed ostrym zakrętem © KOCURIADA


Dane mi było obczaić, co się kryje za numerkiem startowym:

Obrazki, obrazki... © KOCURIADA


I jak należy w profesjonalny sposób zamocować karton na kierze:

Zajęcia praktyczno-techniczne © KOCURIADA


Zauważyłam także, iż koksy dzielą się na dwie podstawowe kategorie, czyli adeptów:

Oczekiwanie na start... © KOCURIADA


oraz miSZCZów:
Nie od razu wiedzieli, gdzie się ustawić... © KOCURIADA


Nade wszystko jednak, po raz kolejny utwierdziłam się dziś w przekonaniu, że nie ma w mojej naturze nic a nic z charta afgańskiego.
Z tej prostej przyczyny, że cała w sobie, od mitochondriów po wodniczki tętniące (;P), jestem zwyczajnym nieokiełznanym kocurem...który wolał pościgać się z samym sobą w oznaczaniu feromonami terenów pod Niesułkowem. Oczywiście na dystansie mega.
Mrraauuuu
Kategoria Yogus (55...)



Komentarze
KOCURIADA
| 14:12 poniedziałek, 30 maja 2011 | linkuj Sandman - jak na liczbę 84 wiosen niesionych na barkach, to muszę przyznać, że moja łyda jest zajebiaszcza :) A gęba Ci się cieszyła na myśl o tym ostrym zakręcie 2 metry dalej :)

Ceber - co się odwlecze, to nie uciecze :) Już za rok powtórka, a jakbyś nie wytrzymał napięcia, to wpólnymi siłami (czyli razem z Sandmanem) możemy pokazać Ci cały szlak, bo: byliśmy, widzieliśmy i zdobyliśmy :)

Śliweczko - możesz zaufać koledze z Brzezin ;P Na tej trasie nie ma jak się nudzić, bo brakuje powierzchni poziomych i płaskich...w zamian dostaje się całe mnóstwo powierzchni pionowych oraz pofałdowanych;P
Wrócę tam, by sprawdzić, czy dam radę przejechać (tudzież przetuptać) 1 pętlę w 55 minut...pod kątem przyszłego sezonu, oczywiście :P
sandman
| 21:50 niedziela, 29 maja 2011 | linkuj Świetna fotorelacja:) Tylko czemu mi się gęba cieszy?! Za wolno chyba jednak jechałem:D Widzę, że wśród obserwatorów, czy sekcji foto też był niezły klimat;) Dzięki jeszcze raz!
PS. łydy Ci szczególnie ładnie wyszły na autoportrecie:)
@ Sliwka: ta trasa niestety nie pozwalała na odrobinę nudy, wierz mi na słowo:)
Ceber
| 10:29 niedziela, 29 maja 2011 | linkuj mnie niestety choróbsko zmogło a tak chciałem się wybrać ...
sliwka
| 08:50 niedziela, 29 maja 2011 | linkuj A na takich wyścigach też czasem jest fajnie, chociaż trzeba umysł uzbroić w cierpliwość, bo takie gnanie przez ileśtam kilosów czasem jest po prostu nudne - nic nie zobaczysz, tylko trza napierać :))
Za to na takim rajdzie na orientację to już zabawa na całego :))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!