avatar Jestem KOCURIADA z Łodzi - . Natenczas bikestat zajechał mnie na 32374.46 kilometrów w tym 3554.00 niekoniecznie po asfalcie. I nie jestem chwalipięta, choć z pewnością żem szurnięta! ;D Troszkę inaczej, ale nadal...o mnie:D
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Roczne wzloty i upadki:

Wykres roczny blog rowerowy KOCURIADA.bikestats.pl
Skołowałam 100.68 km (3.50 km teren)
04:32 h 22.21 km/h
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:19.0

ESPEDE KARATE SHIMANO LIETUVA 2011 – 6 dan: Ignalina – Utena

Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 15.07.2011 | Komentarze 2

Ignalina – Paluse – Ginuciai – Vaisiunai – Paluse – Linkmenys – Antaiksne – Kirdeikiai – Sele – Tauragnai – Medionai – Utena

Szóstego dnia spłynęłam dżdżo-kapuśniakiem z Ignaliny do Uteny:
:) © KOCURIADA


I to pod czujnym okiem& mocną girą nie-sparowanego Tomini Bobini - okrutnie wystawionego do wiatru przez ciocię Evesiss oraz wujka elStampera, którzy absolutnie beztrosko postanowili skrócić sobie tego dnia dystans i wypruli długą prostą w stronę utenowskiego browaru. Nie muszę chyba dodawać, że po tym, jak się porządnie wyspali…w przeciwieństwie do mnie… :)

Łaziło to biedne chłopię po obejściu z e-papierosem w pyszczku, tuptało nóżkami wokół mapy nie mogąc się doczekać „karuzeli” czy też taplania w kałużach, tośmy się w końcu wytoczyli z Dawkiem z barłoga, oporządzili jak trza i przygarnęli sierotę na naszego tour guide’a .
Oj, spisał się doskonale. Kółeczkiem po okolicy ciepło nas opatulił w ten pochmurny deszczowy dzień:
Jedymy w siną dal © KOCURIADA


Dzięki skutecznemu agitowaniu na rzecz nakręcenia kolejnej stówki dwukrotnie przejeżdżaliśmy za Lobotomikiem przez Paluse nad jeziorem o bliskiej memu sercu nazwie:
Nieprzejrzyście (może Lusia zaraz się zesiusia do jeziora) © KOCURIADA


Miejscowość miała wiele zalet (jezioro, las, drewniany stylowy kościółek, pagórki do hasania, sklep, bar…) plus jedną wadę – skandaliczny standard „przyrestauracyjnej tułalety”. Sikałam przy świecy, ręczników oraz mydła brak a w samej muszli czarno jak w dupie Murzyna, choć nie wiem czy ta ostatnia uwaga ma rację bytu, należałoby w tej materii przeprowadzić (a właściwie „odbyć”) odpowiednie badania naukowe. ..dajcie znać, jak tylko ktoś ustali zgodność obu faktów.

Wracając na główny tor trasy - „Onci” (czyt. Tomini) zaprowadził Drużynę Szprychy pod tejemniczego Hesusa szczytującego obok drewnianego Cocka:
Obezwładnienie pięknem kultury litewskiej © KOCURIADA


Interesujące figury... © KOCURIADA


zapuścił pobratymców aż po kolana w trawsko pełne poziomek (aleśmy się tam kurna obżarli!!!):
"Są różne życia poziomy? Lubię poziomy" © KOCURIADA


obfocił podejrzane elementy florystyczne na prośbę ciotki Kocuriady:

Pani biolog z pewnością się połapie... © KOCURIADA


by w końcu uznać, że dalej to on już trafi samodzielnie…nie-wdzię-cznik! ;)

Co robić? Nakarwiać czy Kirdzielić? © KOCURIADA



No dobra, mea culpa, za wolno jechałam ;P
Tereny od Antaiksne były jednako ładne co te na obrzeżach Ignaliny, z miękkimi zakrętami rozłożonymi na łagodnie pofałdowanym asfalcie, z uroczymi wioskami porozrzucanymi tu i ówdzie na poboczach. Mimo dokuczliwej pogody jechało się dobrze.
Spotkaliśmy się w Trójcy Jedyni Prawdziwi dopiero po pokonaniu ostrego podjazdu do Tauragnai, gdzie Sieku leniwie spijał sobie piwko w oczekiwaniu na opieszałą damę (przeto dżentelman udawał swą opieszałość nie chcąc czynić damie przykrości).
Resztę brakujących do sety kilometrów pokonaliśmy razem, przed samą Uteną specjalnie pakując się na szutry.
Jeszcze tylko wspólna kawo-herba u sympatycznej sklepowej w centrum Uteny, dojazd do naszego „Motelis Automobillu servisas” , wieczorne buszowanie w michach utenowskiej Piceryji i w końcu upragniony sen…Szkoda tylko, że zbyt długo zbierał się, by mnie ukoić…
Kategoria Yogus (55...)



Komentarze
KOCURIADA
| 18:47 sobota, 16 lipca 2011 | linkuj Ano, były i węże, lecz żaden nie chciał zasyczeć mi do ucha na dobry sen...nic tylko łaziły po aeroplanie, posrańce zaskrońce, boa bilboa oraz anakondy tuptajondy, kurde mać! Dobrze, że był autopilot...
Nie pytaj, co chciałam zakomunikować, bo sama nie wiem...ale lubię rymy częstochowskie i poezję Mirona :)
lobotomik
| 09:27 sobota, 16 lipca 2011 | linkuj Zapomniałaś o wężach w samolocie:)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!