
KOTY zaś mruczą o sobie tutaj






Roczne wzloty i upadki:

Archiwalne myszkowanie:
- 2015, Czerwiec8 - 0
- 2015, Maj23 - 0
- 2015, Kwiecień15 - 0
- 2015, Marzec7 - 0
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Październik9 - 0
- 2014, Wrzesień16 - 0
- 2014, Sierpień20 - 0
- 2014, Lipiec18 - 0
- 2014, Czerwiec14 - 0
- 2014, Maj17 - 0
- 2014, Kwiecień17 - 0
- 2014, Marzec14 - 0
- 2014, Luty6 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik5 - 0
- 2013, Wrzesień9 - 0
- 2013, Sierpień22 - 4
- 2013, Lipiec24 - 0
- 2013, Czerwiec18 - 2
- 2013, Maj25 - 3
- 2013, Kwiecień17 - 4
- 2013, Marzec4 - 0
- 2013, Luty8 - 2
- 2012, Grudzień1 - 0
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik6 - 0
- 2012, Wrzesień13 - 2
- 2012, Sierpień20 - 6
- 2012, Lipiec17 - 3
- 2012, Czerwiec13 - 0
- 2012, Maj16 - 27
- 2012, Kwiecień21 - 10
- 2012, Marzec20 - 9
- 2012, Luty8 - 20
- 2012, Styczeń8 - 17
- 2011, Grudzień4 - 6
- 2011, Listopad8 - 4
- 2011, Październik4 - 10
- 2011, Wrzesień21 - 35
- 2011, Sierpień21 - 20
- 2011, Lipiec15 - 31
- 2011, Czerwiec19 - 54
- 2011, Maj22 - 56
- 2011, Kwiecień19 - 69
- 2011, Marzec26 - 33
- 2011, Luty12 - 17
- 2011, Styczeń11 - 11
- 2010, Grudzień2 - 3
- 2010, Listopad5 - 0
- 2010, Październik33 - 56
- 2010, Wrzesień16 - 29
- 2010, Sierpień22 - 2
- 2010, Lipiec8 - 0
- 2010, Czerwiec7 - 0
- 2010, Maj10 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Triki (25...55)
Dystans całkowity: | 12299.10 km (w terenie 1606.00 km; 13.06%) |
Czas w ruchu: | 224:02 |
Średnia prędkość: | 21.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.60 km/h |
Suma podjazdów: | 22238 m |
Liczba aktywności: | 320 |
Średnio na aktywność: | 38.43 km i 1h 44m |
Więcej statystyk |
Skołowałam 31.74 km
(10.00 km teren)
01:32 h
20.70 km/h
Maks. pr.:35.88 km/h
Temperatura:5.0
Łagiewniki
Piątek, 4 marca 2011 · dodano: 04.03.2011 | Komentarze 0
Niech już będzie, że trochę naściemniałam we wczorajszym wpisie na temat planowanego treningu wytrzymałości. Marzenia o lataniu to jedno, a prawo grawitacji - drugie.Mój mózg musi być płaski jak szklany blat stołu skoro wyjechałam spod klatki z głębokim przekonaniem, że wykręcę jakieś 45-50 km. Wyszło jak wyszło. Wygląda na to, że jednak orientuję się w terenie jak ślepo-głucha blondynka na Saharze.
Do Łagiewnik miałam prosto pod wiatr, któren był tak jakby dął z większą mocą aniżeli wczoraj. Po drodze zapodałam sobie pod koła sporą łatę terenu, kilka asfaltowych fal i promienie słońca wprost na czółko. Na szczęście od Okólnej mogłam nieco schłodzić swój „nierówny sufit” i tak aż do podjazdu na Wódce, który wycisnął ze mnie siódme poty (ja cię jeszcze skurczybyku ujarzmię, zobaczysz!).
Rozczarowanie, jakie zafundował mi licznik próbowałam ostatkiem sił zniwelować dokręceniem aż do Byszew, ale na niewiele się to zdało. Stanęło na niespełna 32 kilometrach.
Co by jednak nie mówić i jakby sobie z polska nie ponarzekać, trzymam się tezy, wedle której ważna jest intensywność, a nie objętość, a że ta pierwsza była na przyzwoitym poziomie, to nie mam zamiaru drzeć sobie kłaków z głowy z powodu wyniku.
Po październikowym oszołomstwie i utwierdzeniu się w przekonaniu, że jak chcę, to wszystko mogę, w tym roku postanowiłam podejść do sprawy bardziej metodycznie i z większą pokorą wobec łosiowych wskazówek. Zatem jutro, dziewczynki i chłopcy, możecie sobie mną głowy nie zawracać, ciśnijcie po pedałach, niech Wam wyjdzie na zdrowie, wcale nie będę zazdrosna ;P Robię sobie wolne od Jakubka, co by pomachać hantelkami i sprawdzić ile kilosów tym razem uniesę na cyc (a trejner z pewnością coś extra dorzuci, bo zainwestował w kolejne 2 talerze po 10 kilo)
Dla odmiany wrzucam teledysk na dobry sen tudzież na energetyczny poranek. Kręcony w Łodzi. Mogłabym rzec, że prawie ładne jest to moje rodzinne miasto, zwłaszcza w takim anturażu. Skoro dookoła pełno syfu, to niech chociaż będzie estetycznie wyeksponowany. A poza tym jest to jedyny kawałek Pani A.M.J., jaki jestem w stanie bezwymiotnie wysłuchać (ot, zwyczajnie ładna melodyjka, ale i dobry motywator do bajkowania):
Sweet dreams!
Kategoria Triki (25...55)
The Perfect Drug
Czwartek, 3 marca 2011 · dodano: 03.03.2011 | Komentarze 0
No więc tak, od 5 rano wróbliki ćwierkały, że dziś będzie dobry dzień do jazdy, więc zaraz po pracy biegusiem zapakowałam zadencję w rekina i chodu na złamanie karku na Nowosolną. Prawdziwa czasówka z wypiekami na twarzy, bo nie bacząc na znaki drogowe, zakręty i drzewa, rozpędzałam rzęzidło do ponad stówki (niezły wynik, choć latem potrafię pogonić go na Pomorskiej jeszcze szybciej, a to przecież taaaakie leciwe auto) Po rozgrzewce poczynionej na klatce schodowej (niby 2 piętra, a jednak :P) sprintem pochłonęłam 2 szklanki soku. Moje trąbki Eustachiusza łowiły w tak zwanym „międzyczasie” pogodową relację z łosiowego rowerowania, podczas gdy moje ręce uwijały się jak w ukropie, by przyodziać ciało w kilka warstw sportowych fatałaszków. Pominęłam nawet wzuwanie ochraniaczy na espedki, by nie tracić cennych sekund.A potem myk na dwór. A że Tłusty Czwartek, to nastawiłam się na spalenie zszamanych w pracy pączków. Mieliłam na niskich przełożeniach...mieliłam...i jeszcze raz mieliłam nogami w rytm (fragment od "take me with You..." to 4 wiączyńskie hopki :P) :
Wróciłam do domu spocona jak mysz, a nawet jak całe stado myszy :)
Trening był naprawdę udany, podobało „mi się”, bo był caaaały taki superINDENZIWE, jak by się wyraziła znajoma pani aptekarka :D
Zatem dziś kadencja, a juterkiem powalczę o większą wytrzymałość – będzie dłużej, wolniej i zapewne boleśniej :D
Nowosolna-Wiączyń-Eufeminów-Bedoń-Andrespol-Wiśniowa Góra-Jędrzejowska-Srel-Malownicza-Wiączyń-Nowosolna
Kategoria Triki (25...55)
Skołowałam 28.47 km
(0.50 km teren)
01:29 h
19.19 km/h
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:6.0
Nowa definicja kontekstowa
Wtorek, 8 lutego 2011 · dodano: 08.02.2011 | Komentarze 0
Nowosolna – Wiączyń – Eufeminów – Gałkówek – Witkowice - Małczew – Adamów – Eufeminów – Wiączyń – Nowosolna, czyli jedna z moich absolutnie podstawowych rowerowych przyjemności ;pOj, sporo się działo - mniej więcej do połowy dystansu ścigałam się z wiatrem z radosną piosneczką pod nosem, której melodia leciała tak: „se w pedałach siedzą jak diaboł espedki, przędą sobie przędą asfaltu niteczki, kręć się kręć korbelko...” Tak słodko i technicznie było aż do skrętu w Gałkówku, gdzie niestety (naprawdę i nieowołalnie NIESTETY) musiałam przeciąć wietrzny tunel spowodowany ukształtowaniem terenu. Jaaaaa pieeeerdziuuuu, ledwo przez niego przebrnęłam! Jak kocham mamusię, takiej walki o życie jeszcze z Konikiem nie zaliczaliśmy! Z kilkaset razy zlałam się potem, bo czułam każdą komórką ciała i każdym rąbkiem swej duszy (a czy ja posiadam duszę? a ile ona tych rąbków ma?), że kompletnie przestałam panować nad sprzętem i silny podmuch mną sobie za moment wyfiknie, szyderczo odwróci do góry pampersem. No cud mjut, że na tym odcinku nie dachowaliśmy (dobry Konik, grzeczny Konik)! Z tej całej mordęgi zdusiłam chętkę powrotu na łatwy szlak i w końcu, po ciężkim boju, wyjechałam na krzyżówkę w Witkowicach, gdzie ku uciesze samochodziarzy okazało się, że będę miała o wiele gorzej, bo aż do samej Nowosolnej idealnie pod wiatr. W mordę jeża! Wolałabym raczej połknąć nietoperza, ale jechałam dalej. W Eufeminowie do wiatru dołączył grad ;p Mało? Na Wiączyniu zaczęło zmierzchać...
Słów na to wszystko już brak, więc kończę ten pean w hołdzie Polakowi, który wynalazł rower na parę... nóg (tudzież nóg parę).
Apendyksowo zamieszczam nową definicję kontekstową jednego z moich ulubionych czasowników polskich. Niech ładnie zobrazuje mój obecny psycho-fizyczny stan:
„AŚENAIEBAUAM”
Jutro chyba wolne...
Kategoria Triki (25...55)
Skołowałam 25.76 km
(10.00 km teren)
01:27 h
17.77 km/h
Maks. pr.:30.90 km/h
Temperatura:7.0
Pierdek
Poniedziałek, 7 lutego 2011 · dodano: 07.02.2011 | Komentarze 4
Co to w ogóle było? No tak, zgadza się, pierdek puszczony mimochodem, a na usprawiedliwienie tejże gnuśności podaję pracę, nieco ponad 3 godziny snu, o 4 rano wstawanie i brak obfitego posiłku pośrodku dnia (co jak co, ale ta ostatnia, ta flaków dojmująca pustka potrafi zniweczyć każde, nawet najmniejsiejsiejsze z moich rowerowych zamierzeń!). Zatem ino ten pierdek. I pełna gotowość do wyjazdu preparowana po łebkach, w gigapośpiechu, no bo ta zbiórka „ na mustku” już o 16:00, a ja wylądowałam Rekinem w domu dopiero na trzecią! Nie ma to tamto, inauguracyjne wjo z kopyta, potem nieco luźniej, bo się w porę opamiętałam przypomniawszy sobie zasady rogrzewki zdrowej dla ducha i ciała ;) Wtoczyłam się spokojnie na Kasprowicza, a potem klops. Zgnoiłam wszyściuteńkie drogocenne minuty przez jedno nagłe zaćmienie, iście blondaszczy wybór skrótu, który jeszcze do tej pory odbija MI SIE mułem i gnijącym listowiem o wyrazistej nucie obśranego lodo-śniegu. Trza było jednak jechać okrężną drogą, wyszłoby czysto, sucho, pewnie! Było minęło, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, wiadomo nie od dziś, że kociokwik nie idzie w parze z rozumem. Więc się jechało i jechało, coraz wolniej i wolniej, a miejscami to nawet coraz głębiej i głębiej. A to przez pola, troszkie przez las, połowę trasy pod wiatr...Dotarłam spóźniona, lecz „chłopacy podejszli” do mej ślamazarności z dużą wyrozumiałością, tym większą, że wybrali podróż tym samym ściekiem co ja ;p Posiedzieliśmy, nagrodziłam swoją dzielność łykiem imbirowego piwa, z deczka odsapnęłam po odbytym rejsie i ruszyliśmy w powrotną drogę, na szczęście już tylko hopkami z asfaltu. Spięłam się ciutkię, bo widziałam, że na ogonie umęczon On (wszak 8 dyszek stuknęło) i ulżyć Mu chciałam w cierpieniu (albo dopadła mnie awersja do blaszanych smrodziarek?) i tak oto (w końcu!) po latach wielu My razem, My jednocześnie, w jednym rytmie i w równym tempie osiągnęliśmy upragniony cel – wannę :pDla innych prawdziwa przygoda, a dla mnie sam przedsmak. Fajnie było i ciepło, acz stanowczo za krótko jak na mój rozbudzony apetyt! A że dodatkowo sado-maso jestem, to na dobranoc się dorżnę całkiem - se luknę na wpisy znajomych, poślinię klawiaturę na widok okrągłych liczb i na koniec trzykrotnie opluję ekran, bo to nie u mnie takie cudeńka! A kysz, a kysz, a kysz! Tfu Tfu Robale! ;p
Kategoria Triki (25...55)
Skołowałam 46.60 km
(1.00 km teren)
02:16 h
20.56 km/h
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:3.0
W kałużach...
Niedziela, 6 lutego 2011 · dodano: 06.02.2011 | Komentarze 0
i w deszczu, więc jednak ocipiałam, no ale cóż miałam uczynić, no cóż? Od rana nie mogłam się przemóc by skorzystać z Trekonażera, jak tylko pomyślałam, że znów będę się lampić w podłogę i słuchać miliona komend, to od razu na wymioty mi się zbierało, a nogi przecież należało zgodnie z planem podmęczyć. No więc został tylko outdoor!!!!!!Zaklinałam pogodę właściwie już od wczoraj, bookowałam całodzienny występ Słońca, czarami przeganiałam wredne wiatrzysko na wschód i wygrażałam deszczowym chmurom. I z całej tej wiedźmowej akcji udało się tylko zminimalizować podmuchy - najwyraźniej czymś podpadłam tym na górze. I dało się jechać, nie powiem, choć z wymarzonej swobody nici i tylko „teraz jedź luźniej, a teraz przez kilka kilometrów powyżej takiej to a takiej średniej, a teraz na śmakich przełożeniach, zaś potem na srakich....” Ech...a chciałam po prostu nacieszyć się świeżym wiosennym powietrzem, zasłuchać w ćwierkanie wróbli i przy okazji sprawdzić muscle memory na znanej trasie. I dupa dupa dupa.
I dupa znowu boli :)
Przejazd:
Nowosolna – Wiączyń – Eufeminów – Jordanów – Janówka - Justynów – Zielona Góra – Bukowiec - Wygoda – Brójce – Wola Rakowa – Stróża – Wiśniowa Góra – Andrzejów – Sąsieczno – Wiączyń – Nowosolna
Kategoria Triki (25...55)
Skołowałam 30.75 km
(0.50 km teren)
01:33 h
19.84 km/h
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:5.0
Wreszcie jakieś realne kilometry!
Niedziela, 16 stycznia 2011 · dodano: 16.01.2011 | Komentarze 4
Wczoraj pierwsze z życiu kręgle, nawet udało się nie glebnąć na parkiet razem z kulą. Potem piwo, piwo, caaała beczka piwa...i zwyczajne niedzielne poranne dylematy jedynego, który wczoraj wieczór trzeźwym był:
Ech, tak dobrze się leży i wcale to a wcale nie chce się wstać...© KOCURIADA
O, pardon, chodziło o dylemat zgoła inszej natury:

Ojojojojoj, coraz trudniej się po plerach drapać, czas najwyższy coś z tym zrobić...© KOCURIADA
Napalony wczorajszem gadaniem o okołowyprawowych sprawach postanowił uruchomić telefoniczną sztafetę w poszukiwaniu kompanów do palenia gum, opon, tudzież oponek (jak zwał tak zwał, wszyscy już to widzieliśmy, więc jest jasne o co kaman ;p)
I nawet udało się zaspokoić hulaszcze pragnienie lubego, więc przez około 30 km była liryka, liryka, tkliwa dynamika, kacologia i sina dal. A wyglądało to mniej więcej tak:

Niektórzy to nawet ćwiczyli jezioro łabędzie z radości© KOCURIADA

Zimowy podjazdek, jak dla mnie, wymagający© KOCURIADA

Gonię i gonię i zmniejszyć dystansu nie mogę - na 2/8 jest naprawdę ciężko, więc szacunek tym większy© KOCURIADA

W końcu przyłapani in flagranti (i by użyć cytatu z Lobotomika: jak oni fajnie razem wyglądają :p)© KOCURIADA

Herbaciane rozleniwienie© KOCURIADA

I to co Koruriada lubi najbardziej, czyli jej nowa puchata koleżanka, tadaaam! :)© KOCURIADA
Konikowi znów myszki się lęgną w trzewiach, ja sama iście umęczona tymi styczniowymi swawolami i teraz pozostało mi li tylko liczyć na zdrowy rozsądek własnego rodzonego pęcherza, bo żurawiny mam już stokrotnie dość! ;p
Traska: Nowosolna - Kalonka - Borchówka - Sierżnia - Jaroszki - Moskwa - Natolin - Nowosolna
SENKS 4THE TRIP! :)
Kategoria Triki (25...55)
Skołowałam 26.72 km
(0.50 km teren)
01:24 h
19.09 km/h
Maks. pr.:37.90 km/h
Temperatura:
Zima do entej potęgi!!!!
Niedziela, 28 listopada 2010 · dodano: 28.11.2010 | Komentarze 0
No dobrze, pobrykałam sobie przez tydzień wśród owocujących drzewek cytrynowych i figowych, a teraz pora na zderzenie z polską zimą i to po raz pierwszy w życiu na rowerku!!!Wynik rzeczonej kolizji przedstawia się następująco:
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
:D:D:D:D:D:D:D
Trasa wyszła niczym znak nieskończoności, zatęskniłam po drodze za widokiem Borchówki, więc potoczyliśmy się z Łosiem w jej stronę - w śnieżnej sukience niestety nie prezentuje się już tak urzekająco :(
Ze mnie za to jest 100 % kobiety w kobiecie - muszę anulować swoje niedawne zarzekanie się w sprawie błotników...Konik przydzielony chyba już na zawsze ("chyba", albowiem wszystko zmiennym jest, zwłaszcza pod żeńską kopułą) do kategorii "śmigam tylko podczas brzydkiej pogody" musi otrzymać najpóźniej na Mikołajki antychlapacze najnajnajtańsze i najnajnajbardziej badziewne właśnie, a wszystko po to, by jego "kierowniczka" nie traciła całkiem widoczności podczas jazdy ;p
Bazy kondycyjnej co prawda nadal brak, ale za to po dzisiejszej jakże wyczerpującej jeździe w jakże trudnym terenie i niebywale trudnych warunkach atmosferycznych jest świetna BAZA w postaci braku prawdopodobnie z tysiąca kalorii, które można teraz z czystym sumieniem i na spokojnie uzupełniać delektując się pan de higo, eucalipto miel, turron blando...and many many more...Do dzieła zatem! Tylko co tu wybrać na początek???

4the1sttime...© KOCURIADA
Kategoria Triki (25...55)
Niepodległość contra bazy brak
Czwartek, 11 listopada 2010 · dodano: 11.11.2010 | Komentarze 0
Spontaniczne spotkanie, czyli powtórka z rozrywki w terenie w tym samym składzie, co ostatnio: Ilo, Tatek i ja.Kurs obrałam wstępnie na Arturówek, w którym akurat dzisiaj odbywają się od samego rana zawody cyklomaniaka z "zapaleniem płuc" jako główną i niezaprzeczalnie nobilitującą w światku rowerowym nagrodą. Kusiło mnie cholernie (oj, naprawdę cholernie!!!), ale obiecałam Lubemu, że dam sobie spokój w tym sezonie z jakimikolwiek startami, bo baza u mnie stanowczo za słaba ;) Ja to se myślę, że nie baza jest tu podstawowym problemem, tylko w latach jestem za bardzo posunięta, no ale niech już będzie, przyjmuję ze stoickim spokojem, że to jednak ta baza i że się da nad tym popracować...No więc z bólem serca i potężnym świerzbem w syrach dotrzymałam danego słowa. Dodatkowym i niebywale skutecznym odstraszaczem okazał się problem techniczny w postaci braku mocy u Jakubka - kurcze, po 2500 km trzeba go w końcu zaciągnąć do lekarza na jakieś badania kontrolne, regulację przerzutek i chyba centrowanie przedniego koła, bo cosik idzie nie tak jak zwykle :((( Moja tegoroczna moc zresztą też już całkiem wypsztykana przez październik, jest raczej taka senno-zimowa (nie wspominając o braku słynnej bazy ;D), więc co ja się będę rwać za 12 zeta na start?
Postałyśmy zatem z Ilo przy mecie, podumałyśmy o naszym ciężkim babskim losie, popatrzyłyśmy na gotowe do boju dzieciaki, a potem, już we trójkę, hola do lasu narobić trochę hałasu. Na koniec przeciągnęłam ludki przez pola - błoto jest naprawdę bardzo smaczne, zwłaszcza takie podawane z kół wprost do gadatliwych pysiów :) I po raz ostatni mówię, że nie mam zamiaru montować żadnych badziewnych błotników! Niebadziewnych takoż!!! Wróciłam sobie do domu szczęśliwa i cięższa mniej więcej o kilogram, rower też przytył i przy okazji zmienił kolor, więc niebawem będzie zabawa w "mydło wszystko umyje, nawet uszy i szyję"...
Sumując dzisiejsze doznania: jesienne mokre jeżdżenie jest nawet okej :) I z rowerkiem zawsze cieplej niż bez :)A na przyszły rok życzę sobie więcej niepodległości z okazji Święta 11 Listopada! I jeszcze tej pieprzonej bazy...
Kategoria Triki (25...55)
Małczew
Wtorek, 9 listopada 2010 · dodano: 09.11.2010 | Komentarze 0
Słońce wyszło i nie wytrzymałam :) Hał lowli, hał najs :)Powrót pod fuksjowym cielo. No tak pitknie, że aż w dołku z lekkuchna ściskało.
Tylko ZWiK dał dupy i nadal nie mam wody w kranie...
Kategoria Triki (25...55)
Dzień Świra
Poniedziałek, 1 listopada 2010 · dodano: 01.11.2010 | Komentarze 0
Pierwsza poranna myśl - szerokim łukiem ominąć miasto, unikać przy tym asfaltu jak ognia i trzymać się z dala od każdego cmentarza, czyli...jak najszybciej udać się do lasu! Potoczyłam się, a w lesie...dzikie tłumy takich samych świrów jak ja :D Marzenie o samotności legło zatem w gruzach, ale i tak nie mam najmniejszego powodu do narzekań. W Arturówku rower niespodziewanie połączył pokolenia, bo Ilonka poznała Tatka, Tatek zaś zapoznał się z Ilonką i migiem znaleźli wspólne tematy: "a bo siodełko koleżanka ma za nisko, potem że skrzypi jej łańcuch i trzeba coś z tym fantem zrobić, a to znowuż o Holandii jako raju rowerzystów" i takie tam. Jakoś nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ktoś mi tu na bezczela koleżankę podrywa ;pTatek oczywiście zabawił się na naszą prośbę w leśnego wodzireja, prowadził przez całe tony fantastycznie szumiących liści, supermasujące bruki, liczne konarowe niespodzianki i równie dobrze ukryte ruchome piaski :) A do tego wszystkiego doginał jak mało który pięćdziesięciopięciolatek, zwłaszcza pod górki (resztki sił po karierze zapaśnika?). Mniej więcej po 15 km w terenie nagle zrobił postój, otarł pot z czoła i wydusił z siebie: "dziewczynki, ja to już chyba wysiadam", ale nawet nie zdążyłyśmy podnieść go na duchu, bo nam zniknął z oczu, cholernik jeden! ;p A na koniec objazdówki dostałyśmy w prezencie napoje chłodzące okraszone dobrym słowem i tak się zakończył miły dzień świra, zlot 2 pokoleń oraz spotkanie "klubu leśnego przyjaciela" w jednym. Fajnie było i wesoło :)
Kategoria Triki (25...55)